Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

poniedziałek, 24 lutego 2014

Moje Złotko - odcinek 2

Przybywa go z doskoku, raczej powoli, ale do przodu. Rośnie w różnych miejscach, ostatnio w czasie bardzo pasjonującego wykładu - ale nikt mi nie zarzuci, że nie słuchałam :)
Zrobiłam już na jednym końcu bordiurę - pierwotnie chciałam ją zrobić właśnie na początku dziergania żeby mieć rozeznanie w zużyciu włóczki. Na tym etapie wiedziałam już, że mi na pewno niczego nie zbraknie, ale za zrobienie bordiury i tak się wzięłam :D

Na zdjęciach efekty na tę chwilę oraz mój dzisiejszy najlepszy przyjaciel - Hipcio Termofor ;)
Szal ma obecnie 50 cm długości i nie osiągnął jeszcze masy 100 gram.



Z przyjemnością urządzę sobie wycieczkę po blogach współdziergających i pooglądam efekty :)

piątek, 21 lutego 2014

Moc recyklingu

Było sobie pudełko. Leżało w kącie, przeznaczone do spalenia. Spojrzałam na nie i dostrzegłam w nim potencjał.
- Przydasz mi się - powiedziałam i zabrałam je ze sobą.
Pudełko było obdrapane, miejscami porozrywane lekko, ale ze względu na swoje rozmiary (42x34x13 cm) wydało mi się atrakcyjne.
Pudełko wyglądało tak


i w takiej ormie przeleżało u mnie dwa tygodnie. Ale ja już wiedziałam co z nim zrobić. Tylko się okazja nie nadarzyła... aż do dziś.

Koszt: 6,99 zł

Za te kilka złotych zakupiłam rolkę foli samoprzylepnej i jeszcze mi kawałek został, na pewno się przyda ;)

Teraz pudełko wygląda tak




i mieści w sobie wszystko to nad czym aktualnie pracuję. Stało się podręcznym pudełkiem robótkowym ;) Jesteśmy zadowoleni z tej metamorfozy - i ono, i ja :D

środa, 19 lutego 2014

Niby-koronka niby-koniakowska ;)

Szkołę szydełkowania odkryłam dzięki zorganizowanemu przez perfidnego_obiboka (niech Was nie zmyli ten nick ;)) kursowi i wspólnemu dzierganiu szortów, na które mam ochotę od dawna - klikając w zdjęcie przejdziecie do tego kursu :)


Szorty zrobię! Mam nadzieję, że jeszcze przez najbliższym latem, ale jeśli nie... kiedyś na pewno, bo inaczej nie będę mogła umrzeć w spokoju :D

Jednak kursy w Szkole szydełkowania odbywają się często i zawsze można trafić na coś fajnego :) Nie dołączyłam do szydełkowania śnieżynek, ale za to z "walentynkowego" (sama sobie go tak nazwałam, bo na walentynki wyznaczyłam sobie termin wykończenia ;)) kursu skorzystałam chętnie :D Powodem była nie tyle chęć posiadania takiego "cusia", ale poćwiczenie sobie sztuki szydełkowania elementów bez obcinania nitki - coś nowego, coś przydatnego, fajna sprawa :)

A co było "cusiem" tzw. walentynkowym? Otóż były to stringi! Kursik, proszę, TU!

Stringi te nie są praktyczne, o nie! Przynajmniej nie w moim wykonaniu ;) Jak wspomniałam, moim celem było opanowanie tej nowej techniki, więc nie bardzo się przejmowałam czy to się nada do noszenia ;) Zresztą wiadomo, że sama idea tworzenia stringów w ramach kursu, zakładała nie noszenie, a raczej ich ściąganie ;) W przypadku mojego tworu ściąganie ułatwione zostało poprzez zastosowanie wstążeczek łączących kwieciste trójkąty ;) Jak się to sprawdza w praktyce to jeszcze nie wiem, bo swojej premiery w ściąganiu się stringi nie doczekały. Doczekały się jednak premiery w zakładaniu i muszę powiedzieć, że się na pupie prezentują całkiem fajnie. Dodatkowo zaznaczę, że paseczek łączący kwadraty wykonałam dość szeroki, dzięki czemu nic się nigdzie nie wpija :) Wygodne to! Gdyby nie wstążeczki... ;) No, ale w tej kwestii poszłam na łatwiznę jak się dało - nawet tych wstążeczek nie przyszyłam, tylko przewlokłam przez dziurki w kwiatkach ;)

A teraz zdjęcia. Okropnie ciężko jest zrobić zdjęcie takiemu tworowi! Szczególnie takie plaskate zdjęcie, a nie na modelu (modelce raczej, na modela to się one nie nadają zupełnie ;)) No, ale oszczędzę Wam widoku mojego tyłu i zmaltretuję jednak plaskatymi ;)





niedziela, 16 lutego 2014

Moje Złotko - odcinek 1

Robię tysiąc rzeczy na raz. Już tak mam. Szczególnie kiedy wiem, że muszę się skupić na czymś istotnym. Zresztą nie pierwszy raz daję temu wyraz ;)
Aby tradycji stało się zadość, rozpoczęłam już produkcję , którą dziergamy razem u karto_flanej. Zanim więc pokażę co mam wykończone, zanim wykończę co potrzebuje jeszcze tylko trochę uwagi i zanim skupię się na czymś co powoli staje się terminowe... pierwszy odcinek opowieści o powstawaniu mojego szala.
Nazwałam go moim Złotkiem - włóczka, którą wybrałam jest naprawdę śliczna, zdjęcia, które jestem w stanie zrobić przy obecnej aurze nie są w stanie oddać jej uroku, nie pokażą wplecionych w nią lśniących nitek, ani nie oddadzą barw. Mam jednak nadzieję, że kiedy będziemy zbliżać się do terminu zakończenia zabawy, pogoda dopisze i gotowy szal otrzyma sesję, na którą zasługuje ;) Ale to potem, potem...

Dziś moje Złotko prezentuje się następująco:






Przyznam się, że nie spodziewałam się, że zmiany kolorów na nitce będą zachodziły aż tak szybko, trochę inaczej wyobrażałam sobie efekt, ale ciapki, które wychodzą na szalu już przypadły mi do gustu :)


PS. Na prawym bocznym pasku mojego bloga zobaczyć możecie pewną nowość. Od kilku dni funkcjonuje w sieci nowy blog, który prowadzę w grupie przyjaciółek. Będzie to blog dyskusyjny, na którym cztery szalone kobiety poruszały będą przeróżne tematy. Dopiero zaczynamy, rozwijać będziemy się powoli, jednak już dziś zachęcam do odwiedzin i udziału w dyskusji :)

piątek, 14 lutego 2014

Zostań moją Walentynką!

Dziś Walentynki! W sumie to chyba trudno się nie zorientować, no nie? ;) Pewnie, że miłość powinno okazywać się każdego dnia, jednak dla mnie Walentynki są dniem, w którym można zrobić to BARDZIEJ. Ale na pewno nie patetycznie, poważnie... Ja przygotowałam dla mojego Ropucha kartkę z przymrużeniem oka. Zamiast wyznania nieogarnionej miłości zawiera ona ciekawostkę z cyklu "czy wiesz, że...?" :)



Serce na okładce wykonane przy użyciu stempelków - jakoś przed Bożym Narodzeniem udało mi się w lidlu upolować cały zestaw małych stempelków za śmieszne pieniądze ;) Przydają się cały czas :)



Wnętrze kartki wykonane wg wskazówek, które znalazłam TUTAJ - natknęłam się na nie w zeszłym roku i na tyle zapadły mi w pamięci, że wróciłam :)

Do kartki oczywiście czekoladki, choć dziś będę produkować tort specjalnie na tę okazję. Jednak czekoladki są nieodłącznym elementem kartki i pojawić się musiały. Przy czekoladkach bilecik z niespodzianką ;)




Poza tymi kartkowymi tworami, chciałam wykonać plan, bardzo szalony jak na moje możliwości. Niestety, z przyczyn ode mnie niezależnych, musiałam zaniechać przygotowań. Szkoda, ale nie znaczy to, że wszystko stracone ;)

Z okazji Walentynek, życzę Wam duuuuuuużo miłości szeroko pojętej. Kochajcie i bądźcie kochani, róbcie to co kochacie, otaczajcie się miłością zaklętą w symbolach, w małych gestach, drobiazgach, które ogrzewają serducha :) 

Czy to nie fajnie, że Walentynki przypadają w lutym? Za oknem jeśli nie zima, to jakaś taka nieokreśloność, której ciepłą i przyjemną nazwać nie można, a my grzejemy się miłością :))))

Udanego walentynkowego weekendu! 




środa, 12 lutego 2014

Mogę zaczynać!

Może część z Was zauważyła, że od jakiegoś czasu na pasku bocznym mojego bloga wisi banerek informujący o moim udziale w zabawie polegającej na wspólnym dzierganiu szala. Zabawa organizowana jest przez karto_flaną i zakłada wspólne szydełkowanie z jednego schematu (więcej poczytać możecie TU). Spodobał mi się pomysł i sam szalik, który ma być celem zabawy, ale zanim się zapisałam poważnie zastanawiałam się z jakiej włóczki miałby on u mnie powstać. I znalazłam, natknęłam się na nią i zobaczyłam efekt końcowy oczami wyobraźni. Nie było na co czekać :D

Dziś włóczka dotarła do mnie, na dodatek fajnie zapakowana w praktyczną foliową torebkę (cieszą mnie takie niespodzianki jak dziecko :D). Z tych czterech moteczków powstanie elegancki szal, w sam raz na dodatek do małej czarnej! Myślę, że będzie prezentował się świetnie, a zagwarantować to mają kolory oraz połyskliwa nitka wpleciona we włóczkę. Poza tym jak tylko dotknęłam kłębuszka od razu stwierdziłam, że wielką przyjemnością będzie otulić się takim szalem - włóczka jest mięciutka, bardzo miła w dotyku.

Teraz pozostaje tylko wziąć się do roboty :D Jak widać szydełko już dobrane, zapoznaje się z kłębuszkami :D



czwartek, 6 lutego 2014

Zaplątana do potęgi

Technicznie rzecz ujmując, właściwie wszystko co tu pokazuję jest w jakimś stopniu zaplątane. Dziś jednak pokażę przedmiot, który nie dość, że powstał poprzez plątanie nitki, to jeszcze elementy zostały zaplątane. Doskonała metafora tego jak się czuję ostatnio :D

Zaplątana do potęgi bransoletka powstała dzięki fantastycznym Kobietom Addicted to Crafts, które na swoim blogu przedstawiły sposób na jej wykonanie. Pomyślałam wtedy, że to fajny sposób na proste ćwiczenie drutowych ściegów i zaraz się za to zabrałam. Po wykonaniu jednego paska, zorientowałam się, że wybranej włóczki nie starczy mi raczej na drugi taki sam, więc wzięłam inną, o tej samej grubości. Jednak okazało się, że choć włóczki podobne, to paseczki różnią się wielkością znacznie, więc sprułam wszystko, odłożyła i zapomniałam o temacie ;)

Przypomniałam sobie o tej bransoletce, kiedy Dziewczyny w jednym z ostatnich postów wspomniały, że przedłużają wyzwanie. Wzięłam nowy kłębuszek włóczki, chwyciłam za druty i tym razem nie zrezygnowałam zanim nie skończyłam :)

I tym sposobem mam swoją Zaplątaną do potęgi.



Mimo że jest stosunkowo krótka, można ją nosić na wiele sposobów. Ba, nawet naszyjnikiem może być :D 
Dodatkowym atutem jest jej niewątpliwa funkcja grzewcza ;) Po prostu idealna bransoletka na zimę!




Instrukcję wykonania bransoletki znajdziecie TU, przy okazji możecie zwiedzić całego bloga - gwarantuję, że będziecie świetnie się bawić :) Polecam! Tylko nie zapomnijcie zabrać ze sobą smakołyku dla Tosi - w przeciwnym razie możecie wyjść stamtąd podrapane, czy coś... bardzo zadziorna kotka z tej Antoniny :D

środa, 5 lutego 2014

Szarzak uniwersalny

Dla dużego i dla małego. Dla chłopca i dla dziewczynki. Na wiosnę i jesień, na zimę i chłodne letnie wieczory. Dla każdego, na każdą porę roku. Uniwersalny sweterek :D

Wykonując zajączka pokazanego w poprzednim poście cały czas myślałam nad tym co dołączyć do prezentu. Pojawiało się tysiąc możliwości, aż w końcu trafił się ok - sweterek na guziczki, wzór zaczerpnięty STĄD. Zaraz pojawiła się moja własna wizja - sweterek tworzący komplet z zajączkiem, tak żeby nowi przyjaciele mogli się do siebie upodobnić ;)
Wzięłam się do pracy, w między czasie zabrakło włóczki... Wciąż ubolewam i ubolewać nie przestanę - brakuje mi stacjonarnej, dobrze wyposażonej pasmanterii. Nawet guziki musiałam kupować przez internet, bo u siebie nie dostałam NIC, a przecież w 4 barwach mogłyby być... Bida po prostu... No, ale nic, nie marudzę już, bo nie o tym miało być.

Sweterek powstał, guziki dojechały, wszystko na czas ;) Jest więc komplecik :) Dokładnie taki, jaki w mojej głowie zobaczyłam :)









Oficjalnie pokochałam to zestawienie kolorów :) Niby szary, a jednak kolorowe paseczki wprost tryskają energią :) 



poniedziałek, 3 lutego 2014

Szaruś, zając nieśmiały

Jakiś czas temu Justyna zamieściła na swoim blogu przepis na Króliczka Chippera. Od razu wiedziałam, że z niego skorzystam. Szalenie podobają mi się zwierzaki, które wychodzą spod szydełka Justyny, więc to czysta przyjemność spróbować stworzyć coś na ich kształt, choć wiadomo, że nawet przy ogromnych staraniach nie da się odtworzyć ich identycznie - każdy z nas ma swój styl i inne ręce nie będą w stanie skopiować go bezbłędnie ;) Ale też nie o to chodzi.

Ja sama postanowiłam wprowadzić zmianę w postaci wydłużenia uszu króliczka, który tym samym stał się zającem. W tej postaci mierzy sobie 28 cm wzrostu. Szaruś jest bardzo nieśmiały i początkowo nie chciał pozować do zdjęć. Obrócił się plecami, prezentując swój mały, uroczy ogonek ;)


Po długich namowach spojrzał w obiektyw, ale podkulone uszka jasno mówiły, że nie czuje się pewnie...


Stopniowo, powoli, nabierał zaufania...


... a potem to dopiero się zaczęło dziać!

Tak mu się spodobało, że zaczął machać do obiektywu :)


Wybierając się na niedzielny spacer zadecydował, że mam wziąć aparat, bo on koniecznie musi mieć zdjęcia z lasu. Tak szalał na śniegu, że bałam się, że mi gdzieś czmychnie i już go nie złapię. O proszę!






Kiedy wracaliśmy do domu to on pierwszy go zauważył... Pobiegł się przywitać, a potem przedstawił mi go, jako swojego nowego przyjaciela. Pan Bałwan!


Szaruś trafił w rączki Jasia, który oszalał na punkcie WOjtka ŚPiewaczka. Poprzednik nie mógł należeć do chłopca, bo jego celem było wspieranie WOŚP. Jednak żeby zrekompensować tę niedogodność powstał Szaruś, który również potrafi śpiewać, dzięki dzwoneczkowi ukrytemu w jego wnętrzu i szeleszczącej folii w uszkach :) Mam nadzieję, że będą z Jasiem najlepszymi przyjaciółmi. Oby tylko Kot Eustachy się nie obraził i nie poczuł odrzucony... Na szczęście na początku znajomości wszystkie maskotki razem poszły robić "lulu" ;)