Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Miś TT dla Miłośniczki Pimpusia :)

Gdzieś w tym świecie żyje mała Dziewczynka. Dziewczynka ta bardzo lubi misie. Ale nie byle jakie misie! Na uczucie Dziewczynki zasłużył miś Tatty Teddy, który otrzymał przeurocze miano "Pimpuś". Dziewczynka uwielbia misia i wszystko co z jego wizerunkiem jest związane. :)

Mi osobiście z tym misiem kojarzy się sytuacja, kiedy Mama Dziewczynki goniła na ulicy kobietę, tylko po to, aby zapytać, gdzie goniona zakupiła koszulkę, którą ubrana miała jej córka, koszulkę z wizerunkiem Pimpusia, rzecz jasna :)

Jakoś mi tak ta scena i całe to umiłowanie Pimusia zapadło w pamięci...

Kiedy zaczęłam interesować się haftem i przeglądać wzory, zupełnie przypadkiem trafiłam na zakładkę misiom TT poświęconą i już wiedziałam, że to musi być jeden z moich pierwszych haftów :) Długo przebierałam we wzorach, a tym poszukiwaniom towarzyszyła niepewność taka... Bo strasznie się obawiałam, że mi ten misiek nie wyjdzie tak jak trzeba! Przerażały mnie backstitche! Serio! :) One robią w misiu TT najważniejszą robotę przecież :)

W końcu udało mi się wybrać wzór, który przerażał mnie najmniej ;) Padło na "TT 01 A Flower For You" - jakże wymowne :)

Misiek ciągnął mnie do siebie do tego stopnia, że maksymalnie przyspieszyłam tempo wykańczania Anioła Stróża :) I jak tylko zamknęłam ramkę z aniołem, chwyciłam za szarą mulinę :)

Misiek powstawał w czasie świąt, choć zaczęłam kilka dni przed Bożym Narodzeniem. W ferworze przygotowań nie było jednak czasu na krzyżyki, więc większość pracy została przeniesiona na świąteczne chwile :)

A co z tego wyszło?

"Nagi" miś, czyli jeszcze przed przerażającą mnie najbardziej częścią pracy ;)



Misiek niestety nie został moim pierwszym bezbłędnym haftem ;) Wciąż czekam na ten magiczny moment ;) Jestem z niego jednak bardzo zadowolona, bo pod względem technicznym wyszedł mi dużo lepiej niż poprzednie hafty :) Jak dotąd moja najdoskonalsza praca :)

No i wreszcie efekt końcowy :) Backstitche były bardziej pracochłonne niż krzyżyki. Nie była to najłatwiejsza praca, ale na pewno nie warta takiego przerażenia ;) I przede wszystkim... no, ładnie to po prostu wygląda :)





Jako, że miś miał być prezentem po-świąteczno-przed-urodzinowym ;) postanowiłam właściwie go oznaczyć, tak aby nikt nie miał wątpliwości, że należy do Dziewczynki :) Powstał więc napis :)


Wykorzystałam nitkę różową, którą złamałam żółtą, aby nie było za słodko ;) Viva generator tekstu, chciałoby się rzec ;)) I do zapamiętania na przyszłość - trzeba nauczyć się dobrze liczyć ;) Napis nie jest idealnie na środku, co nie było w ogóle widoczne, póki obrazek nie trafił do ramki ;)

Haft wykonany na białej kanwie Aida 16, muliną Anchor. Rozmiar 8x11 cm. 

Pimpuś jest po prostu uroczy i ja darzę go teraz jeszcze większą sympatią :) Wiem, że to nie był ostatni raz, kiedy nad nim pracowałam. Jeśli tylko nadarzy się okazja na pewno po niego sięgnę :) Ten pierwszy dziś właśnie trafił do Dziewczynki, podłożony przez Wróżkę do łóżka, kiedy jeszcze spała :) Ponoć był ściskany łącznie z ramką - czy może być piękniejsza nagroda niż taka reakcja? :) Aż się rwę do dalszej pracy :)

Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak tylko jeszcze raz życzyć WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO z okazji zbliżających się urodzin :)


A do Was wszystkich jeszcze raz ślę sylwestrowo-noworoczne uściski z najlepszymi życzeniami :)

niedziela, 30 grudnia 2012

Jak spędzić ostatnią niedzielę roku?

Myślałam, że już się tu w tym roku z nowym postem nie pojawię, ale poczułam wewnętrzny przymus do nauki (żeby mnie tak naszło na studiowanie jeszcze...) i muszę, po prostu muszę, przedstawić tej nauki efekty :) Przecież obiecałam, że będzie krok po kroku :)

Haftowałam sobie styczniowy obrazek Lizzie Kate i krążyłam po domu z kanwą w ręku. Tak przysiadłam, gdzie indziej przycupnęłam. Ale coś w środku ciągnęło mnie w zupełnie inne rejony. Odłożyłam tamborek i ruszyłam na poszukiwania ;)

Pokażę Wam fragmencik mojego stolika, który dokumentuje, że to wszystko prawda ;)


Jest herbatka, jest hafcik i jest też... Tak, szydełko! 

Szydełko jest atrybutem jednego z tych moich cichych planów noworocznych ;) Naoglądałam się w blogosferze szydełkowych cudów i stworków przeróżnych i jak to zwykle ze mną bywa, poczułam, że też tak chcę ;))

Pamiętam, że rozmawiałam o tym z marakyo z bloga Bonsai'owe robótki. Zyskałam nawet obietnicę pomocy przy nauce ;))

Jednak przy pierwszych krokach posłużyłam się instrukcjami zaczerpniętymi z YouTube. Trafiłam, na dobrą nauczycielkę i teraz, po nieco ponad godzinie od odnalezienia szydełka i mniej więcej pasującej do jego rozmiaru włóczki w domowych zbiorach, mogę pochwalić się pierwszymi efektami :)

Najpierw powstał łańcuszek. Niby prosta rzecz, ale włóczka nie chciała jeszcze współpracować z szydełkiem w moich dłoniach. Po chwili jednak wypracowałam system i jest :) Pierwszy i nawet równy :))


Kolejna lekcja Podstaw szydełkowania to półsłupek... No to proszę bardzo ;)
Od razu dwa rzędy, bo jak Mama rzuciła okiem to natychmiast dorobiła swój rząd, tak dla przypomnienia sobie ;) Dzięki temu całość jest prosta, bo mój rządek półsłupków był troszkę kopnięty ;))


Lekcja trzecia: słupek. Początkowo wychodziło jak po maśle, raz-dwa, lepiej niż z półsłupkami, potem w połowie kryzys, a na koniec rzędu znów całkiem nieźle :) Wiem już o co w tym biega :)

I lekcja ostatnia: podwójny słupek. Było skomplikowane, ale jak już załapałam kiedy o ile oczek mam przeciągnąć to poszło z górki :)



Oto efekty mojej nauki ;) Tak coś czuję, że jedynym problemem moim jest to, że włóczka, którą sobie znalazłam jest już stara i się czasem niespodziewanie rwie ;)

Podoba mi się :) I pruje się szybciej niż haft, co na początku jest niezwykle pocieszające ;)

A teraz wzywają mnie inne sprawy, ale szydełka nigdzie nie wynoszę :))



sobota, 29 grudnia 2012

Rok 2013 rokiem handmadu :)

Może nikt oficjalnie nie ustanowi roku 2013 rokiem handmadu, ale moje plany wyraźnie wskazują na to, że zamierzam uczynić go rokiem robótkowym :)) Część moich planów jest już skonkretyzowana, pozostałe są luźne i jeszcze niepewne.

Co będzie się tu działo w 2013 roku?


1. SAL Lizzie Kate u Hanulka
2. Retro Koci SAL u Meri


W lewym bocznym pasku bloga umieściłam banerki do zabaw, w których będę brała udział. Zapisałam się na dwa SALe. 

update: Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła przemeblowania ;) Ciasno mi się trochę zrobiło, więc przeniosłam to co miało być w lewym pasku bocznym w oddzielną kartę :) Mam nadzieję, że Organizatorkom przeszkadzać to nie będzie, wszak zapisy na SALe już się praktycznie kończą :)

Pierwszy był Hanulkowy, którego założeniem jest wyhaftowanie kalendarza Lizzie Kate. Publikacja efektów pracy będzie odbywała się do 5. dnia każdego miesiąca. Już zaczęłam pracować nad styczniowym obrazkiem :) Efekty już niebawem, więc nie będę na razie pisać o pierwszych odczuciach :)

Kilka dni po zapisie u Hanulka trafiłam na bloga Meri, która zaproponowała wspólne haftowanie Kociego Kalendarza. Długo się wahałam, bo bałam się trochę brać sobie na głowę dwa SALe na raz, tym bardziej, że przecież dopiero zaczynam ;) Nie mogłam się jednak powstrzymać, bo to przecież KOCI kalendarz ;) Każdy, kto mnie troszkę zna, wie, że na punkcie kotów to ja mam... kota ;)) Zapisałam się więc i mam nadzieję, że nie będę żałować ;)) Publikacja efektów pracy w tym wypadku odbywać będzie się 9. dnia miesiąca, bo (jak przypomina organizatorka) koty mają 9 żyć ;)

Jestem już przygotowana do obu zabaw. Zebrałam mulinę, mam tkaniny i wszystko co mi potrzeba ;) Jak już wspominałam, zaczęłam haftować styczniowy obrazek Lizzie Kate, styczniowy koteczek zacznie się produkować niebawem.

3. Kobieta z bukietem
źródło

Danie główne! Jestem urzeczona klimatem tego obrazu i już nie mogę doczekać się pracy nad nim. Wiem, że nie będzie łatwo i wiem, że nie będzie szybko :) Założeniem jest skończyć go w 2013 roku (choć pewnie nie mogąc doczekać się efektu końcowego będę przyspieszać pracę ;)). Postępami będę chwalić się na bieżąco, prawdopodobnie raz w tygodniu, chyba, że nie będzie się akurat czym chwalić :))


A co poza tym?

Tak jak napisałam w notatce na górze bloga - chcę się uczyć nowych rzeczy :) Więc na pewno nie będzie wyłącznie hafcikowo :) Ale póki co nie będę się chwalić ;) Żeby nie zapeszyć i żeby nie poczuć gorzkiego smaku porażki jeśli nie uda się czegoś jedna zrealizować ;)



A na zakończenie, bo nie wiem, czy pojawię się tu jeszcze w tym roku, chciałabym życzyć Wam realizacji Waszych noworocznych postanowień :) Niech ten Nowy Rok będzie rokiem dobrych decyzji, łaskawego losu i najprzyjemniejszych niespodzianek :) 


PS. Nie macie pojęcia jak Wasze komentarze potrafią dodawać skrzydeł! Zdążyłam już o tym zapomnieć... chyba powinnam też głębiej pomyśleć nad powrotem do pisania... :)

piątek, 28 grudnia 2012

Zapakujmy już te święta :)

Zanim przejdę do postanowień noworocznych i ruszę tu z nowymi projektami, chciałabym jeszcze tak krótko i zwięźle wspomnieć o moim tegorocznym patencie na pakowanie prezentów :)

Nad upominkami myślałam już latem i wtedy też zaczęła rodzić się wizja jak to będzie miało wyglądać :) Osobiście uwielbiam moment rozpakowywania prezentu i zawsze robię to powoli, dokładnie rozwiązując wstążeczki i dbając o to, aby nie rozerwać papieru :) Przedłużam sobie tę chwilę radosnego napięcia ile się da ;) I pewnie dlatego wśród znajomych i rodziny jestem znana jako osoba, która jak już zapakuje to wieki całe trwa dostanie się do środka :)))

A jak to było w tym roku?

Wykorzystałam papier makulaturowy. Zwykły, szary, trochę smutny... ale prezenty świąteczne nie mogą być smutne ;) Korzystając z jesiennej akcji dnia bez płacenia za wysyłkę nakupowałam w jakimś sklepie trochę przydasi :)

Każdy drobiazg zawinęłam w papier, który wcześniej ozdobiłam świątecznymi stempelkami. Zabawy przy tym było wiele, a potem przez godzinę szorowałam palce zielone od tuszu :D Papierowy owijacz zawierał kilka słów odnośnie prezentu i życzeń z nim związanych. Gotową paczuszkę obwiązałam wstążeczką, do której przywiązałam dwie rzeczy:
- tekturkę w świątecznym klimacie - gwiazdkę, reniferka, aniołka itp.
- karteczkę z mini-wierszykiem, który wstępnie zdradzał tajemnicę tego, co skrywa się w środku.

Tak opakowane drobiazgi zapakowałam jeszcze wspólnie w jedną paczkę, którą ozdobiłam w taki sam sposób.

I tak to mniej więcej wyglądało:





Końcowe opakowanie

Co myślicie o takim pomyśle? :) Może ktoś ma ochotę skorzystać z takiej alternatywy dla produkowanych masowo kolorowych torebek na prezenty? :)

czwartek, 27 grudnia 2012

A u mnie wciąż świątecznie :)

Sezon na święta się już zakończył, tak jak i same święta są już za nami. W blogosferze powoli znikają też posty ze światecznymi tworami wykananymi przez Was różnymi technikami. Zaraz rozpocznie się okres sporządzania upominków/kartek etc. z okazji Dnia Babci i Dziadka, potem raz-dwa pojawią się wszędzie czerwoniutkie serduszka... Czas umyka nieubłaganie.

A u mnie wciąż świątecznie :) Pokażę Wam jeszcze moje ostatnie świąteczne stwory, których nie miałam sposobności i czasu pokazać wcześniej :)

Kartki na specjalne okazje własnoręcznie robię od niedawna, właściwie mam na swoim koncie tylko cztery :) Nie umywają się one do wszystkich scrapowych cudeniek, które obserwuję w blogosferze, ale chyba nie zrezygnuję z tej formy przesyłania życzeń :)

Nie korzystam z pięknych kolekcji papierów, ani innych przydatnych pomocników. Idę po najmniejszej linii oporu ;) Kolorowy papier, nożyczki, klej i co tam mi się pod rękę nawinie ;)

Zanim zaczęłam przygotowywać kartki na święta zostałam natchniona przez Teo. Tak bardzo mi się spodobały jej Kolędujące myszki, że migiem stworzyłąm własną ich wersję ;) Obiecałam, że pochwalę się efektami, więc się chwalę ;))

To co mi wyszło nie do końca chyba przypomina myszy... ;) Do pierwszej kartki dołączyłam wyjaśniającą notatkę, jak się okazało bardzo słusznie ;)  Do drugiej zapomniałam takiej notatki dołączyć, ale myszy wyszły odrobinkę bardziej myszowate... chyba :)

Niedoskonałość tych kartek powoduje mój uśmiech, nawet w tej chwili ;) Dobrze się bawiłam przy ich produkcji ;)

No, ale oceńcie sami :) Jakość zdjęć jaka jest, każdy widzi. Niestety, w tym zimowym okresie nie mam szans na złapanie dziennego światła i zdjęcia robione nocną porą, choć kiepskie i zakłamują kolory, są moimi jedynymi.

Kartka nr 1








Kartka nr 1















Kartka nr 2




Kartka nr 2

środa, 26 grudnia 2012

Święta, święta...

Tak jak wspominałam mam też w zanadrzu coś niehafciarskiego :)

W okresie świątecznym blogosfera pęka w szwach od inspiracji na bożonarodzeniowe ozdoby. Mój dom nigdy nie był specjalnie mocno na święta strojony. Była oczywiście choinka (zawsze strojona dopiero w wigilijny poranek) i pojawiało się kilka klimatycznych drobiazgów. W tym roku jednak, skoro postanowiłam spróbować swoich sił w rękodzielnictwie przeróżnym, przygotowałam coś więcej.

Przy niewielkich kosztach, bardzo szybko i prosto powstał świąteczny wianek i pięć ratanowych zawieszek.

Kiedy robię w jakiejś dziedzinie pierwsze kroki staram się ograniczyć wydatki :) Nie chcę inwestować w coś, czego nie jestem pewna, że będę kontynuowała. Staram się więc radzić sobie jakoś z łatwo dostępnymi materiałami :)


Do zrobienia wianka potrzebowałam:
- bazy wiklinowej
- białej farby w sprayu
- ozdób - gwiazdy betlejemskie, gałązki - wszystko w złocie, tak sobie wymyśliłam :)
- kleju "Kropelka" ;)
- białej nitki
- tiulowej wstążki
- odrobiny czasu i chęci :)

Najtrudniejszym zadaniem z całego przedsięwzięcia było równomierne pomalowanie wianka. Aby efekt był zadowalający malowałam go w czterech podejściach, po dwa na każdą stronę :)) Kiedy baza została już pomalowana pozostało już tylko wybrać ozdoby i wszystko razem połączyć :) Okazało się, że klej, którego użyłam nie wszystko jednak przyklei ;) Poradził sobie z kwiatami gwiazdy betlejemskiej, ale gałązki już nie chciały się trzymać, więc przywiązałam je nitką :)
Kiedy wszystko zostało już przytwierdzone pozostało mi tylko zawiązać kokardkę i zawiesić wianek na miejscu mu przeznaczonym :))

A prezentuje się on właśnie tak:



Jestem z niego zadowolona :) Prezentuje się bardzo ładnie i cieszy moje oczy - polecam samodzielne wykonywanie wszelkiego rodzaju prostych ozdób - praca w nie włożona sprawia, że nawet jeśli nie są najpiękniejsze to zawsze budzą ciepłe uczucia :))

Poza wiankiem powstały też ozdobne rattanowe kulki :)

Ich wykonanie było jeszcze łatwiejsze, bo nie wymagało ani malowania, ano klejenia :) Do gotowych kulek w kolorze ecru przytwierdziłam ozdobne gwiazdki i kuleczki na drucikach, zawiązałam kokardkę ze złotej rafii oraz z tiulowej wstążki, na której miałam zawiesić ozdoby. Na dole kulki przytwierdziłam poza tym dodatkowe złote gwiazdki.

A oto efekt:











































Trzy takie kuleczki zawisły w kuchni, razem z wiankiem, pozostałe dwie zawędrowały w pobliże choinki, do salonu.


Wykonanie całego kompletu (nie wliczając malowania, które odbywało się na raty przez kilka dni) zajęło mi jakąś godzinę, więc to naprawdę nie jest ani trudne, ani pracochłonne. Już myślę o wykonaniu większej ilości wianków, szczególnie, że nie brak okazji ;)

Wam również polecam własnoręczne wykonywanie tego typu ozdób do Waszych domówi  i mieszkań :) A może zechcecie podzielić się efektami Waszej pracy?

środa, 19 grudnia 2012

Anioł Stróż dla Jasia

Wreszcie się udało :) Mój pierwszy haft, że tak powiem duży, został skończony, zapakowany w ramkę i czeka grzecznie na święta - ma być prezentem gwiazdkowym dla mojego chrześniaka :)

Powiem szczerze, że kiedy wzór do mnie przyszedł i go rozpakowałam to się przeraziłam i stwierdziłam, że prędzej oczopląsu dostanę niż go rozczytam :) Pierwszym wrażeniem było więc "olaboga na co ja się porywam", ale zostało natychmiast wyparte przez "challenge accepted" :) Stwierdziłam, że im trudniej, tym satysfakcja większa i w ogóle nie przyjęłam do wiadomości, że całe przedsięwzięcie może zakończyć się porażką :)

Pracę nad tym wzorem rozpoczęłam 7 października. Skończyłam w ubiegłą niedzielę, po 10 tygodniach. Bywało różnie. Kiedy pewnej niedzieli, będąc zupełnie wolna od zobowiązań wszelakich, postanowiłam nie robić nic poza haftowaniem ukręciłam sama na siebie bicz :) Ok. 20-tej zorientowałam się, że praca całego dnia poszła na marne, bo już na samym początku popełniłam błąd, którego nie dało się zamaskować żadnym sprytnym mykiem. Cały wieczór spędziłam na pruciu, a potem nie tknęłam igły przez cały tydzień ;) To był mój jedyny taki kryzys. Teraz, kiedy już skończyłam, mogę powiedzieć, że mam dość aniołów i z całą pewnością w ciągu najbliższych miesięcy nie zamarzy mi się stworzenie kolejnego :)) Za to bardzo mnie ciągnie do nowych wzorów i musiałam się mocno powstrzymywać żeby nie rzucić Anioła Stróża tuż przed skończeniem i nie zacząć czegoś innego. :)

Ale może teraz do konkretów...

Według danych producenta obrazek ma wymiary 33x33 cm... Hmm... Nie wiem jakim centymetrem mierzone... :)

Wykonany na granatowej kanwie Aida 18, muliną DMC, po wykończeniu mieści się w ramce 30x30 cm, a sam haft ma średnicę  ok. 26 cm.


Zaczęłam wyszywanie obrazka od dolnej połowy. Potem się okazało, że to dobra decyzja (choć zupełnie spontaniczna ;)), bo jak skończyłam połowę, zorientowałam się, że druga połowa jest "mniejsza" ;) Była mniej skomplikowana i zaraz zrobiło się bardzie "z górki" :)

Pierwsza dokumentacja postępów :) Zdjęcie z 10.11.2012 r.
Drugie zdjęcie, datowane na 23.11.2012 r.
Na drugim zdjęciu pojawił się już Anioł, jednak jeszcze skrzydeł mi brak ;) Poza tym jak dla mnie to on na tym etapie był trochę creepy, nie sądzicie ;)

Ostatecznie obrazek przedstawia się następująco:

Już wyprany i wyprasowany, gotowy do oprawienia...
... i w ramce :)

Cały obrazek aż roi się od błędów, ale nad tym nie będę się rozwodzić :)) Efekt końcowy bardzo mnie zadowala. A uczucie ulgi, kiedy udało mi się go wreszcie skończyć i na dodatek zdążyć przed świętami, było bezcenne :)

Jeszcze kilka zbliżeń i detali :)
















Mam nadzieję, że ten prezent po latach okaże się dla małego Jasia fajną pamiątką :) Ja dołożyłam wszelkich starań żeby tak się stało. Doszło nawet do tego, że do haftowanego chłopca mówiłam "Oj, Jasiu, Jasiu..." :)



A tymczasem tu, na dniach, pojawi się coś niehafciarskiego, ale handmadowego :)


Edit: Zapomniałam dodać, że wzór zawierał french knoty - sztuk całe pięć ;) Powiedzmy, że w tych pięciu punktach powstały właśnie one... ;)



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Pierwsze podejście, czyli aniołów sztuk trzy

Kiedy postanowiłam, że chcę spróbować swoich sił w hafcie krzyżykowym rozpoczęłam od przetrząsania sieci :) Znalazłam sklep internetowy, a tam małe wzorki, dla których natychmiast odnalazłam przeznaczenie. Niewielkie aniołki w tekturowej ramce wydały mi się fajnym pomysłem na prezent i mam nadzieję, że nie tylko mi :) Wzorki były nieskomplikowane, ale w ramce z uroczym serduszkiem nabierały bardzo świątecznego charakteru.

Zakupiłam więc swoje "zestawy startowe" i rozpoczęłam pracę. Wyhaftowanie jednego aniołka zajęło mi trzy wieczory. Oj, było początkowo wiele prucia ;) Pierwszemu, który wyszedł spod mojej igły wiele brakuje do ideału. Drugi i trzeci są już prawie bezbłędne ;)

Praca nad nimi sprawiła mi wiele przyjemności. W dużej mierze radość tworzenia brała się z faktu, że aniołki miały polecieć do trzech bliskich mi osób, które mieszkają daleko ode mnie :)

Pracę nad aniołkami zaczęłam dłuuuuugo przed świętami, bo już pod koniec sierpnia :) Nie miałam wtedy jeszcze pojęcia jak długo może mi zająć wykończenie takiego haftu. Teraz już wiem wszystko dokładnie, ale nie żałuję, że zabrałam się za to tak wcześnie :)

Pora chyba na pokazanie efektów tego mojego pierwszego podejścia do haftowania :)



Aniołki, jak wspominałam, są trzy. Każdy inny, choć wszystkie wykonane z tego samego wzoru :)













Jestem z nich zadowolona, mimo licznych błędów - może dlatego, że wykonanie ich sprawiło, że nabrałam pewności, że chcę poświecić haftowaniu trochę więcej swojego czasu :)















Troszkę zbliżeń i detali.

Aniołek po lewej to mój pierwszy twór ;) Kiedy go haftowałam nie wiedziałam jeszcze co to takiego "ścieg za igłą" ;) Kombinowałam po swojemu i efekt jest właśnie taki. Niewątpliwie mogło być lepiej ;)
















Na szczęście efekt nie był dla mnie na tyle zadowalający, aby na tym poprzestać, więc poszperałam w sieci i dowiedziałam się co i jak ;) Kolejne dwa aniołki wyglądają już tak jak ten po prawej :) Widząc postępy u samej siebie nie mogłam nie zacząć kochać haftu :)



Aniołki zostały wykonane na kanwie Aida 14, muliną DMC.
Niestety schemat aniołków nie był najwyraźniej przeznaczony dla osób początkujących, po poza rozrysowanym wzorem nie zawierał żadnych wskazówek. Wszystko robiłam więc "na czuja". W miedzy czasie co nieco doczytałam, dokształciłam się :) Ale fakt, że na początku wykorzystałam dwie nitki muliny do haftowania był bardzo intuicyjny ;)


Zestawy, które zakupiłam zawierały kanwę, ramkę, igłę i mulinę. Tej ostatniej na jeden obrazek przeznaczone było tyle. że ja z jednego zestawu wykonałam trzy hafty i jeszcze mi zostało ;) Ale w przyrodzie nic się nie marnuje! :) Moja mama mi pozazdrościła i teraz ona produkuje całą armię aniołków :)

A ja w tym czasie... o tym już wkrótce - kończę już obrazek, szukam ramki i mój pierwszy duży haft będzie gotowy :)


środa, 14 listopada 2012

Początek nowej przygody :)

Kiedy brakuje mi wolnego czasu, szukam nowych "rozrywek". Tak to już ze mną jest, że piętrzące się obowiazki wywołują u mnie przymus odreagowania. To może być dobry serial, albo książka. Zdarzyło się już, że był to własny tekst, dzięki któremu poznałam wiele wspaniałych osób. Nigdy nie marzyłam o "byciu pisarką", ale cieszę się, że poprzez pisanie mogę wyrazić siebie i wiem, że będę to kontynuowała, mniej lub bardziej intensywnie ;) Możliwość postawienia spobie na półce książki z własnym nazwiskiem na okładce jest jednak przyjemna :)

Odkąd jednak przeniosłam się na blogger zasypują mnie cudowne obrazy będące świadectwem niezwykłych talentów jakie drzemią w bloggerach. Swoim zachwytom dałam już upust na pierwszym moim blogu, publikując serię postów zatytuowanych "Polecam". Jednak to co poleciłam to zaledwie czubek góry lodowej. Moim zachwytom nie ma końca i wciąż odkrywam nowe miejsca, nowych ludzi :)

Ale ja nie umiem się tak po prostu zachwycać. Ja zachwycając się, zazdroszczę zarazem ;) I w tym przypadku ta zazdrość ma pozytywne (chyba ;)) skutki, bo motywuje do działania. Od zazdrości się zaczyna... Pamiętam dokładnie moment, kiedy pomyślałam Ja też chcę, też tak zrobię! Wprawdzie to nie było tak, że zupełnie rzucałam się na głęboką, nieznaną wodę, bo coś tam już dawno temu, na lekcjach techniki w szkole wytwarzałam, ale to już tak zamierzchłe czasy, że chyba nie jest to prawda ;)

Udało mi się nawet odnaleźć na długaśniej liście obserwowanych blogów posta który tak mnie zainspirował do działania... Katarzyna G na swoim blogu Życie nitką malowane zaprezentowała Madame. Dziękuję Kasiu! Wiem, że jeszcze tego samego dnia zrobiłam pierwsze zakupy i... zaczęła się era "hand made by Izzy" :)

Mam już "na koncie" klika po-tworków, wszystkie z nich zostały wykonane z myślą o bliskich mi osobach i będą świątecznymi prezentami :) Bo nie ma nic przyjemniejszego niż własnoręczne wykonanie podarków dla kogoś, kogo się kocha :)

W związku z tym wszystko odbywa się w tajemnicy, a pierwsze publikacje postów i upublicznienie bloga planuję na okres świąteczny, kiedy już paczuszki z prezentami dotrą na miejsce ;) Efekty moich działań... w kolejnych wpisach :)


Zapraszam :)