Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

środa, 30 września 2015

Wspólne dzierganie i czytanie: urodziny!

Hejo! Wpadam na sekundę, żeby nie przegapić środowego spotkania u Maknety...


Wiele nie napiszę, bo mam dzień wariata istny. W sumie to powinnam siedzieć i pić urodzinową kawkę, ale nie mam na to szans. Dlatego dla Was szybkie zdjęcie i garść informacji :)



Z robótek, które znacie: niewiele się działo. Troszkę przybyło w temacie chusty tym razem, sweterek leżał i czekał. 
Ale za to pojawiła się czerwono-szara nowość. To będzie moja premiera w wielkim stylu :D I mam nadzieję, że tej premiery nie spieprzę, za przeproszeniem :D
Jeśli chodzi o książkę, to jeszcze pewnie długo będziecie oglądać ciągle tę samą okładkę ;) Ale poszłam do przodu, nawet więcej niż ostatnio :P
Z jeszcze większych nowości: rozpoczęłam w tym tygodniu karierę na instagramie! Tak mnie tknęło :P Na razie mi się podoba, mam zamiar się tam regularnie udzielać. Więc jeśli ktoś miałby ochotę na bieżąco śledzić co się u mnie robótkowo dzieje to zapraszam serdecznie do śledzenia:
zarazonapasja

Właśnie z instagrama pochodzi dzisiejsze zdjęcie :)

piątek, 25 września 2015

Brązowa serwetka łazienkowa

Z cyklu: uwalniamy zaległości :D Serwetka, którą wykonałam specjalnie z myślą o regale łazienkowym. Kupiłam taką szafeczkę, bo brakowało mi miejsca, ale szafeczka nie mogła stać w łazience goła, o nie. :) Ledwie ją kupiłam, a już myślałam o ubranku dla niej. Wzór, który znalazłam bardzo mi się podobał, ale odstraszała mnie ilość pikotków (nie lubię to delikatne określenie ;)). Próbowałam znaleźć inny, ale niestety, albo stety, nic już nie przykuło mojej uwagi. Powstała więc ona - brązowa łazienkowa :)

I nawet okazało się, że rozmiar jest wprost idealny!







Lubię ją ogromnie :)

PS. Aż jestem dumna z siebie jak mi się udaje trzymać planu blogowego już drugi tydzień :D

Pozdrawiam słonecznie!

środa, 23 września 2015

Wspólne dzierganie i czytanie: pierwszy dzień jesieni

Jesień? Nie, dziękuję, nie skorzystam... Chciałabym się wymigać, jakoś wypisać z nadchodzących miesięcy. Znaleźć sposób, żeby móc wyjść z domu dopiero w maju... Jeszcze się na dobre nie zaczęło, a już mnie dopada jesienna depresja! Złapałam się na tym, że włączam światło. Górne oświetlenie mi nie wystarcza, zapalam jeszcze lampkę i świecę sobie nią w twarz. I to nie tylko do robótek, do siedzenia na kanapie też. Nie wspomnę już jak na mnie działa ciemna noc o 5 rano, kiedy dzwoni budzik... ach... do wiosny jeszcze 180 dni :(

Tak mi dziś smutno z powodu odejścia lata. Ale przybywam ze zdjęciem, które mnie trochę ogrzewa. Dziś mój "drugi raz" we...


Zdjęcie znów szaro-bure, jak na jesień przystało. Niewiele się zmieniło od zeszłego tygodnia, choć i bardzo wiele zarazem ;)


Książka ta sama, robótki te same, a jednak trochę inaczej ;) 
Chusty nie tknęłam, choć podejrzewałam, że to ona się wyrwie do finiszu. Nic z tego. Jak ją schowałam "do wora" po zrobieniu ubiegłotygodniowego zdjęcia, tak wyjęłam dopiero dziś, żeby zrobić kolejne. Nawet się zastanawiałam, czy ona ma tu w ogóle prawo wystąpić, ale ostatecznie jest, bo jakby nie było - jest w trakcie dziergania ;)
Za to sweterek ruszył z kopyta. Płachta na zdjęciu to prawie całe plecy. Myślę, że jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, to tył będzie gotowy jutro. :)
W książce niewiele do przodu, ale zawsze. Dobrze mi się ją czyta, tylko czasu brak. Ubiegły tydzień był mega zwariowany, weekend obfitował w atrakcje, a w tym tygodniu to się zastanawiam jakim cudem jest już środa. Ale może to i dobrze, jak mówią: "środa to taki mały piątek", więc do weekendu już bliziutko. :)
Ale zanim weekend nastąpi pojawię się tu znów... jak tylko wytypuję kandydata do kolejnego postu ;) 


piątek, 18 września 2015

Chusta Diva niebieska

Zastanawiałam się, którą z zaległości mam dziś zaprezentować i padło na chustę, która ma już około roku! :D Takie opóźnienia w publikacji mają jednak też swoje zalety, bo jestem w stanie powiedzieć od razu jak się dana rzecz sprawuje w użytkowaniu :)

Chusta, która dziś debiutuje powstała ze wzoru Melon Sorbet przy użyciu bawełny Alize Diva Batik w kolorze niebiesko-zielonym. Włóczka bardzo przyjemna zarówno w pracy jak i użytkowaniu i ma obłędne wręcz kolory! Wzorek prosty, zakładał zmianę kolorów w rzędach, jednak u mnie robota ta robiła się sama, dzięki wielobarwnej nitce. Wyszło idealnie! :) Założę się, że szydełkowa chusta z tej bawełny nie wyszłaby tak korzystnie :P

Sesja z wiosny, jednak chustę używam całorocznie ;) Lekka zima jej nie straszna, lubi się też z chłodnymi letnimi porankami. A teraz, kiedy mam do kompletu czapkę - klik! będzie nam się żyło jeszcze przyjemniej :)










Ach... ta kwitnąca forsycja... Teraz to już wnet liście w tym kolorze... Oby jesień była złota!

Pięknego weekendu Wam życzę!

środa, 16 września 2015

Wspólne dzierganie i czytanie: debiut

Zadebiutuję dziś w czymś zupełnie dla mnie nowym... Wspólne dzierganie i czytanie u Maknety to akcja, której nie da się nie zauważyć :) Ja spotykam się z postami z tego cyklu od dawna, lecz dopiero teraz postanowiłam dołączyć. Jak już wspominałam, upatruję w tej akcji sposób na reaktywację swojego bloga :D Plan jest taki, żeby w środy pojawiały się posty ze stosem nitek i książek, a oprócz tego w każdym tygodniu prezentacja gotowych prac, czyli najzwyczajniejsze posty "standardowe". Okazuje się, że wcale nie jest łatwo taki plan zrealizować! Ale nie ma co się zastanawiać nad przeciwnościami, trzeba się po prostu brać do roboty :D


Dziś zdjęcie szarobure, takie mocno jesienne. Robótki właśnie takie ostały mi się na drutach (tak, tak, aktualnie nic szydełkowego się nie dzieje, druty mnie pochłonęły bez reszty), a i późna godzina wykonania zdjęcia oraz aura zrobiły swoje :(


Dziergają się dwie rzeczy: chusta i sweter. Nie będę zdradzać szczegółów (to też będzie zasada mojego udziału w akcji :)), jak skończę to pokażę wszystko :) Robótki, które załapały się na zdjęcie to moje tzw. "w wolnej chwili" - tj. zabieram je ze sobą wszędzie i dziergam jeśli znajdę chwilę. Chwilę taką znajduję nie zawsze, więc rosną one w dość ślimaczym tempie ;) Ale w związku z tym, że "wykończyłam" różne inne rzeczy, jedna z nic (najprawdopodobniej chusta, bo jest jej już więcej) wejdzie na pierwszy plan działania. Jednak na tym pierwszym planie będzie musiała zmieścić się jeszcze z haftem, bo tak się jakoś stało, że chwyciłam znów za kanwę i mnie wciągnęło. A jak mnie już wciągnęło to nie chciałabym przestawać, bo szkoda byłoby zmarnować hafciarskie odrodzenie :D

Czyta się "Białe piekło" M.J. McGrath. Książka kupiona przypadkiem, w koszu z tanią książką (uwielbiam takie buszowanie!). Czyta się już dość długo, ale u mnie z czytaniem tak jest, że posuwa się jeszcze wolniej niż najbardziej ślimacząca się robótka... Brak czasu po prostu (przez ostatni miesiąc przeczytałam zaledwie kilka stron, książka leżała właściwie zapomniana). A "Białe piekło" towarzyszyło mi podczas największych upałów letnich. choć mentalnie chłodząc mnie trochę. Swoją drogą to zabawne czytać w 40-stopniowych upałach, że zaczyna się wiosna, więc temperatura kształtuje się w mniej więcej na poziomie minus 20 stopni, albo że przyjezdny rozgrzał pomieszczenie do tropikalnych temperatur, tj. 15 stopni :) I w sumie po czymś takim upały jakby mniej mi przeszkadzały - wolę je, niż taką wieczną zimę arktyczną... Teraz to już wypadałoby tę książkę skończyć, bo zaczyna powoli przypominać o zbliżającej się zimie... brrrrr... Jestem dopiero w połowie, ale w związku z tym, że jest to kryminał, to ta połowa powinna mnie zacząć wciągać bez reszty ;) No właśnie, bo trochę o treści by się przydało. Zacytuję okładkę:
Edie Kiglatuk, pół Innuitka, pół biała, jest najlepszą przewodniczką w dalekim zakątku Arktyki. Jednak nie cieszy się szacunkiem starszyzny rządzącej w izolowanej społeczności tubylców na Wyspie Ellesmer'a. Podczas prowadzonej przez nią wyprawy jeden z uczestników zostaje śmiertelnie postrzelony. W tym samym czasie bliska jej osoba popełnia samobójstwo. Choć te wydarzenia na pozór nie wiążą się ze sobą, Edie podejrzewa, że jest inaczej. Postanawia sama znaleźć rozwiązanie tej sprawy. W tym celu musi jednak opuścić swoją wioskę i wyruszyć na dalekie krańce tundry.
A teraz zmykam do kuchni, pora na obiad...


czwartek, 10 września 2015

Serwetkowa gwiazdka

Planowałam wczoraj zadebiutować w popularnym w blogosferze "Wspólnym czytaniu i dzierganiu". Niestety często tak jest, że jak się coś zaplanuje, to los postanowi się z nas pośmiać. Tak było i wczoraj - życie zasadziło mi kopa. Niby nic poważnego, ale dzień rozwalony i nie miałam głowy do blogowania...
Ale żeby trwać w postanowieniu o reaktywacji bloga dziś pojawia się notka pomniejszająca moje zaległości :D

Na pierwszy ogień maleństwo - serwetka powstała z reszty grubego kordonka (bodajże Aria 5) na podstawie wzoru zamieszczonego w jednaj z gazetek, które dostałam jakiś czas temu w prezencie :)

Serwetkę otrzymała moja mama, a mnie pozostały tylko zdjęcia... :P





Wiem na pewno, że grubego kordonka już nie kupię. Stanowczo wolę serwetki w wersji delikatniejszej, z cieńszej nitki. Jednak powyższej gwiazdce do twarzy z tą grubością nawet :)

piątek, 4 września 2015

Otul jesień: wielka porażka i równie wielka wygrana ;)

Ile to już czasu minęło? Wcale nie będę liczyć i głośno nie powiem, że prawie rok. Udzieg, który dziś zaprezentuje ma u mnie bardzo długą historię, ale już wiem, że to nie jedyny, który tworzy się burzliwie ;) Historię wyzwaniowego swetra znajdziecie TU - w zeszłorocznych postach.
Powstał. Został spruty. Powstał. Ale nie na czas. A potem jeszcze wypadałoby zdjęcia zrobić. Jednym słowem poległam po całości. Jako organizatorka wyzwania powinnam się lepiej spisać - tak uważam i nic mnie w moich oczach nie usprawiedliwi i nie rozgrzeszy ;)
Przyjęłam jednak tę porażkę, przetrawiłam ją, dojrzałam też do prezentacji swetra i... być może reaktywacji bloga? ;) Chyba dobrym na to sposobem będzie wzięcie udziału we "Wspólnym dzierganiu i czytaniu u Maknety"... Dziś już piątek, więc od przyszłego tygodnia..? Ale żeby nie odkładać "do juta" już dziś blog prezentuje się w nowej odsłonie. Nowa szata na zachętę, żebym poczuła świeży powiew i nabrała znów wiatru w żagle :)))

Ale wracając do swetra! Choć organizacja wyzwania mnie rozłożyła, to jednak sweter powstał i na dodatek nadaje się do noszenia! :D I to jest powód do dumy, to jest ta moja wygrana! Bo przecież to był pierwszy taki mój wielki projekt ciuchowy, jest się z czego cieszyć. Więc się cieszę :)

Sweter przez rok od powstania swoje przedszedł :D Był moim bazowym ciuchem jesienno-zimowym, więc jak najbardziej wpisał się w temat wyzwania - otulił ponure miesiące :) Jakoś w połowie sezonu odkryłam dlaczego musiałam wydłużać rękawy w stosunku do rozpisanego wzoru (i to o jakieś 10 cm!). Stało się to zupełnie przypadkiem, kiedy to moja mama postanowiła zrobić mi przyjemność i mi ten sweter wyprała. Co prawda ręcznie (bo do takiego prania został odłożony), ale za to... mokrusieńkiego powiesiła go pod prysznicem na wieszaku ubraniowym do wyschnięcia. Jako że sam sweter waży coś koło 700 gram, to mokry osiąga wagę słonia... efekt był do przewidzenia, całość wydłużyła się o 10-15 cm. Rękawy też! :D Na szczęście nie wpłynęło to na użytkowość swetra - jedynie rękawy muszę wywijać, ale w takiej wersji też się nieźle prezentują :)

Chcielibyście wreszcie zobaczyć ten sweter? Proszę bardzo! Zdjęć trochę będzie....

Pierwsze - w zimowej scenerii, bo to właśnie zimą, w Pierwszy Dzień Bożego Narodzenia, kiedy to święta zaskoczyły nas śniegiem natchnęło mnie do urządzenia sesji. Ostatecznie jednak zdjęcia nie wylądowały na blogu, co zamknęłoby temat wyzwania z mojej strony. Po prostu nie byłam zadowolona z efektów. Fotograf nie przejawiał chęci współpracy, a i dla mnie nie był to najlepszy dzień. Jednak żeby udowodnić, że miałam zamiar...



kici, kici... któż to się tam czai pod świerkowymi gałązkami? ;)


Mamy i małego rozrabiakę :) 


Do sesji z prawdziwego zdarzenia doszło pod koniec sierpnia, w czasie wakacji moich i F. Za plener posłużył nam ogród wokół domu, w którym wynajmowaliśmy pokój. I tym razem z efektów jestem zadowolona. BARDZO! :)



Widzicie zakładkę na rękawie? Nie planowałam jej :D Po prostu w połowie wszywania pierwszego rękawa stwierdziłam, że pojawi mi się nadmiar. Już tak bardzo chciałam mieć przygodę ze swetrem za sobą, że zrobiłam zakładkę zamiast pruć :D Przy drugim rękawie postarałam się żeby wyszło tak samo i w ten sposób dodałam do projektu coś całkiem od siebie :D 


W użytkowaniu rękaw jest jeszcze dłuższy... zawsze można podwinąć :D



Kokosowe guziczki dodają mu uroku - lubię je!


Pod światło - pięknie!






Zapamiętajcie to krzesło, pojawi się w jeszcze jednym sweterkowym poście :D

Uff... Udało się! Wyszydełkowałam sweter, zrobiłam mu sesję i napisałam posta! Tak! To jest sukces! A jeśli ktoś dotrwał do końca i przeczytał wszystko co napisałam, to też może sobie dziś w kalendarzu sukces wpisać :)

Pozdrawiam!

Izzy



środa, 2 września 2015

12 czapek - odcinek dziesiąty: Biało-niebieskościowa...

Ten projekt idealnie wpisał się w moje postanowienie wyrabiania zapasów. Bazowa cieniowana włóczka zalegała u mnie po zrobieniu chusty (która jeszcze czeka na prezentację... ale to już chyba niedługo, udało mi się zrobić zdjęcia kilku zaległym projektom, może ciut ruszę z postami?). Wprawdzie zrobienie czapki nie wykończyło motka, ale zawsze już mniej go zostało. A może ta resztka starczy na jakieś mitenki, czy cuś..?

Projekt: Birds of a Feather Slouch Hat
Włóczka: Alize Diva Batik oraz recyklingowa biała włóczka odzyskana i podarowanych mi "nieużytków" ;)