Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

piątek, 30 października 2015

12 czapek - odcinek 12: Miłosne pożegnanie

Mówi się, że wszystko co dobre szybko się kończy... te 12 czapkowych miesięcy to był dobry czas. Wyzwanie utrzymało mnie w pobliżu bloga i dzięki niemu nie odpłynęłam całkiem w niebyt. Zdarzały się miesiące, kiedy czapkowy post był jedynym... mam nadzieję, że ten okres minął bezpowrotnie. Tak jak minęło czapkowe wyzwanie...



Udało mi się doprowadzić je do końca! Wszystkie czapki wykonałam w terminie, czasem gorzej było z publikacją zdjęć, ale zawsze zdążyłam podpiąć się pod postem organizatorki Oli :)
Dużo się też nauczyłam, oj, bardzo dużo.
Specjalnie do pierwszej czapeczki kupiłam druty skarpetkowe i pierwszy raz w życiu ich używałam, łamiąc niemal ręce w czasie prób ich okiełznania. :D

Piąta czapka to zmagania z warkoczami. Przekładanie drutu pomocniczego, panowanie nad kierunkiem skrętu warkoczy i duża jeszcze jedna duża nauka - to, że wzór mówi o jakimś rozmiarze, a ja użyję drutów w tym samym rozmiarze i podobnej włóczki nie znaczy, że czapka nie wyjdzie dwa razy za mała :D


Przez cały rok powstało:
- 8 czapek na drutach i 4 wykonane szydełkiem
- 7 czapek w rozmiarze dziecięcym i 5, w których zmieści się dorosła głowa ;)
- 5 czapek w odcieniach niebieskiego, 2 szare, 2 fioletowe, 1 ecru i 2 w innych kolorach
- 12 czapek, z których w mniejszym lub większym stopniu jestem dumna, bo sama zrobiłam :D 



Poza tym, niewątpliwą zaletą wyzwania jest fakt, że sama dorobiłam się czapki, którą na dodatek noszę! W zasadzie nie lubię czapek (a może potrzebny jest już czas przeszły?), ale przyjemnie jednak, kiedy w głowę ciepło... :)

Jakoś tak w naturalny sposób rozpoczęłam od podsumowania, ale muszę przecież jeszcze pokazać ostatnią czapkę!
Wykonałam ją z włóczki, która zalegała w moich zapasach. 
Wzór From Norway with Love dopasowany do grubości włóczki. :) Piąta czapka jednak mnie czegoś nauczyła :D

Serduchową czapkę wykonałam dla mojej świeżo upieczonej Bratowej. Wraz z czapką powstał komin, który był wielką improwizacją. Pojawiające się jednak na drutach efekty od razu mi się podobały :) Komin wykonany podwójną nitką, zwykłym pojedynczym ryżem - moim zdaniem to najpiękniejszy ścieg jaki można na drutach wykonać :) 

Zdjęcia mam tragiczne, ale to jedyne jakie są, więc muszę się nimi podzielić :P


Czapka w trakcie roboty :) 


Pierwsze zdjęcie gotowej, jeszcze gorącej ;)





I komin....




Tym serduszkowym, miłosnym akcentem żegnam się z czapkowym wyzwaniem. 

Bardzo dziękuję Oli za jego zorganizowanie, inspirację i motywację. Dziękuję wszystkim uczestniczkom, które wykonały w sumie setki pięknych czapek. To wielka przyjemność móc należeć do tego grona :)

Jednak szczerze powiem, że mam nadzieję, że nie wpadnę w najbliższym czasie na informację o podobnym wyzwaniu :P Wiem, że mogłabym się nie oprzeć, a wolałabym się skupić na tym, co się w mojej kolejce piętrzy. Czapek mam już dość, to pewne :) Do następnego razu... :P


czwartek, 29 października 2015

Nowe, inne wyzwanie

Wczoraj pierwszy raz nie udało mi się wystąpić we Wspólnym dzierganiu i czytaniu u Maknety :( Rzeczywistość mnie przerosła, kolejny foszek losu zdecydował za mnie... Szkoda, bo w tym tygodniu ruszyłam z kopyta i coś by się wreszcie na zdjęciu zadziało. Poopowiadam o tym w przyszłym tygodniu, będzie jeszcze więcej do mówienia :) I mam cichą nadzieję, ze listopad będzie dla mnie bardziej łaskawy niż okazał się być październik :/

W ramach rekompensaty za wytrącenie się z rytmu i regularności w udostępnianiu postów postanowiłam spróbować wziąć udział w blogowym maratonie, który zaproponowała Makneta. Zachęca mnie luźne podejście do tematu. Od początku wiadomo, że nie trzeba każdego dnia napisać. Można sobie te dni wybrać, a można starać się napisać 30 postów w miesiącu.

Ja się postaram, choć pewnie łatwo nie będzie. Kilka słów-kluczy już obudziło skojarzenia i wiem, co bym chciała napisać w związku z tym. Inne... będą wyzwaniem :) Ale przecież ja lubię wyzwania :)

Może też chcecie się przyłączyć?  Poniżej lista tematów maratonu, a kliknięcie w zdjęcie zaprowadzi Was do posta, w którym Makneta pisze o wyzwaniu :)


piątek, 23 października 2015

O tym jak stado owiec uwolniło skrzata ;))

Historia to długa, ale konsekwentna. Najpierw było raverly i uroczy projekt skarpetkowy... tak mi się te owieczki spodobały, że trafiły do mojej kolejki, a ja trafiłam do internetowej pasmanterii i zakupiłam odpowiednią włóczkę (Lang Yarns Jawoll) i druty.
Kiedy zamówienie już u mnie leżało, a ja nadal trwałam w postanowieniu wykończenia tego co rozpoczęte, pojawił się pewien post... Marzena zaprezentowała swoje pierwsze skarpetki. Nie miałam wtedy wyjścia. Tego samego wieczora miałam już zaczętą pierwszą skarpetkę :)
Jakby tego było mało, to na drugi dzień trafiłam do Amanity, a u Niej na skarpetkowy KAL pod hasłem "Uwolnij skrzata". Czyż to nie wspaniale się złożyło, że mogłam realizując swój plan przyłączyć się to takiego fajnego wydarzenia? :) Na moim blogu natychmiast zawisł baner, a ja miałam już wyznaczony deadline ;)
Pierwszą skarpetkę robiłam tydzień! Przyczynił się do tego mały rozmiar drutów (2,25 mm), wyzwanie jakie niosło za sobą pierwsze podejście do żakardu, ale też dało mi to dość boleśnie do myślenia - jak bardzo mało czasu mam na swoją pasję. Bo ja tę skarpetkę robiłam naprawdę w każdym wolnym momencie, kradnąc też czas w godzinach pracy, kiedy się dało. Czasu mało, ale się nie daję! Ciągle się coś dzieje, czegoś przybywa, rodzą się nowe projekty i nowe marzenia rękodzielnicze. Wszystko będzie się bardzo rozciągało w czasie, ale efekty zawsze wynagrodzę długi okres oczekiwania. :)
Tym razem też tak było. Przy drugiej skarpetce miałam dodatkową przerwę kilkudniową na szybki prezent w postaci czapki i komina, więc w zasadzie spędziłam blisko trzy tygodnie na wykonanie pary skarpetek. Ale za to JAKIE są to skarpetki!!! :) Jestem z nich dumna i się tego nie wstydzę :)
Będę się więc dziś nimi chwalić i zachwycać :))) Miiiiliiiooon zdjęć :D


Jak widać, dziergałam wszędzie. Nie mogłam się wprost doczekać pojawienia się pierwszych owieczek, potem pięty, potem końca...


Po tej przymiarce postanowiłam, że odejmę trochę oczek na obwodzie. Miałam wrażenie, że skarpetka będzie luźna, a tego nie chciałam. Ostatecznie okazało się, że jakbym nic nie odejmowała to pewnie też byłoby w sam raz, ale musiałam już być konsekwentna. Pruć nie zamierzałam :)


Ależ to była radosna chwila! :P Ale druga stopa nadal marzła...
Ale potem były już dwie... Nie umiem się zdecydować na wyrzucenie jakiegokolwiek z tych zdjęć :D




















I na koniec radosny skarpetkowy taniec :)))



i skarpetki zawstydzone tym "popisem" :P




Wszystkie te zdjęcia wykonałam sama. Na sobie! Łatwo nie było :P Wprawdzie mój F starał się mi pomóc w tej misji, jednak jest on dobrym fotografem na razie tylko jeśli chodzi o szeroki kadr. Muszę go wyszkolić w skupianiu się na szczegółach to już będzie wszystko super :) 

A wracając do skarpetek: idealne są na noc. Jakby pojawiły się trudności z zaśnięciem to zawsze można barany policzyć :P
Poza tym, mimo, że cienkie, to ciepłe - wełenka grzeje. W ściągacz wrobiłam elastyczną nitkę, to też był mój debiut. Całkiem fajnie się to sprawdza :) 
A teraz lecę się pochwalić u Amanity :) 

środa, 21 października 2015

Wspólne dzierganie i czytanie: koniec i początek



W kolejnym tygodniu wspólnego dziergania i czytania z Maknetą pojawiam się ze zmianami :) To rzecz wręcz niewiarygodna, można by stwierdzić ;) Nowości na moim zdjęciu prezentują się następująco:




Zacznę od robótek, bo tu pójdzie szybciej.
Mika, niestety do ukończenia swetra jeszcze daleko. Poczułam jakoś, że wymaga on ode mnie większego skupienia, trochę liczenia (mimo, że to płachta prawych i lewych) i wobec tego zostawiłam na chwile, kiedy będę mogła mu poświecić ciut więcej uwagi.
Za to ruszyłam z chustą. Właściwie to już zrobiłam więcej niż zakładał wzór, ale wolę żeby była większa. Najprawdopodobniej będę ją robić póki starczy mi szarej nitki. Pozbędę się w ten sposób jednego kłębka z zapasów, a chusta będzie w stanie ogrzać ramiona :)
Ze zdjęcia zniknęła szaro-czerwona plamka - jak pisałam w zeszłym tygodniu, ten projekt został ukończony. Efektem podzielę się w piątek :) To będzie wielki debiut :P
Za to pojawiła się nowość - znów na szaro. Na zdjęciu jeszcze w formie udziergu, który ulegnie spruciu - przyjmowałam taką ewentualność. Mam do wykorzystania dwa motki włóczki (z której powstały wcześniej dwie czapki: klik i klik) i chcę je przerobić na komin lub szalik męski. Zabrałam się za komin z podwójnej nitki i po przerobieniu prawie całego motka stwierdzam, że nie starczy. Chyba jednak bezpieczniejszy będzie szalik...

Wielka nowość to nowa książka. Wciągająca od samego początku pierwsza powieść Jo Nesbø. 
Na mojej półce stoi 12 książek tego autora i zamierzam przeczytać je ciągiem. Uprzedzam więc,
że czytelniczo to u mnie będzie bardzo monotematycznie w następnych miesiącach :D


Ale dziś jeszcze chciałabym wrócić do poprzedniej książki. Dokończyłam ją w sobotę i obiecałam
sobie pozostawić tu kilka słów o niej. "Białe piekło" to książka z którą spędziłam lato i część jesieni ;)
Nie dlatego, że ciężko mi się ją czytało, u mnie to po prostu zawsze będzie długo trwało.
Jest to pierwszy tom cyklu, do którego chcę wrócić. A skoro chcę wrócić to znaczy, że mi się
podobało, prawda? :P

Moim zdaniem największą zaletą tej powieści jest jej główna bohaterka. Edie Kiglatuk to kobieta
charakterna, mocna, uparcie dążąca do wyznaczonego sobie celu. Nie jest idealna, potyka się, traci 

kontrolę, ale ostatecznie jednak potrafi znaleźć w sobie siłę do obrony najważniejszej dla niej wartości: 
rodziny i pamięci po najbliższych. 
Mam słabość do silnych kobiet :P Zauważyłam ją (tę słabość) oglądając serial "Suits". Kreacja silnej,
charakternej kobiety z pazurem, która potrafi uderzyć pięścią w stół, albo wręcz przeciwnie -
pokierować mężczyzną tak, że ten nawet się nie zorientuje... taaak, to jest to, od czego miękną mi
kolana :) 

A tak zupełnie poważnie to bardzo cenię taki sposób pokazywania płci pięknej. Nie jestem "jakąś tam" 
feministką, o nie. Ale przecież kobiety to nie słaba płeć, my też mamy w sobie siłę, prawda? :)
I właśnie za taką siłę, determinację i też trochę zaufanie własnej intuicji polubiłam Edie. Skoro autorka

postanowiła kontynuować jej historię to ja chętnie do niej wrócę. I Was również zachęcam :)

piątek, 16 października 2015

Okładka dla Nauczycielki

Dziś zaległość z kolejki wybrała Iz ;) Jakiś czas temu zamówiłam u Redów guziczki. Potrzebne mi były do swetra, który już skończyłam, ale niestety spruję do zera. Ale nie o swetrze dziś będzie :) Do zamówionych guziczków dostałam guziczki w gratisie ;) Znaczy to, że będę mogła je używać do innych projektów. I dziś właśnie jeden z nich zaprezentuję.

Wrzesień był u mnie miesiącem obfitującym w urodziny. Impreza byłą jedna, jubilatów pięcioro! Prezentów jak na Boże Narodzenie :D Jednym z tych prezentów był kalendarz dla świeżo upieczonej nauczycielki matematyki. Moim wkładem było wykonanie okładki dla tego kalendarza.

Powiem nieskromnie, że jestem z niej ogromnie dumna! Zanim przystąpiłam do pracy zaprojektowałam w głowie każdy detal, ale efekt końcowy i tak zaskoczył mnie bardzo. Na plus! :)
Kolory są zupełnie nieprzypadkowe, idealnie pasujące do Jubilatki. Do tego inicjał i trójkątny "matematyczny" guziczek.  Gdybym tylko używała kalendarza to już bym miała bardzo podobną! :)



Zakładka z chwościkiem...


Zapięcie, które trzyma wszystko razem :)


Guziki można też pooglądać u Redów!



Eeeee... :P



Zbliżenie na wzór, z zastosowaniem dwóch odcieni czerwieni :)

I tak właśnie prezentuje się jedna z najświeższych moich zaległości :)

Pozdrawiam z uśmiechem, na który dziś wyjątkowo trudno mi się zdobyć :)


środa, 14 października 2015

Wspólne dzierganie i czytanie: zimno!

I znów minął tydzień. Bardzo zimny to tydzień. Nie chce się wierzyć, że dwa miesiące temu ledwo zipaliśmy od upałów. Naprawdę nie rozumiem dlaczego pogoda nie potrafi wypośrodkować...

Panujące za oknem (a w moim wypadku niestety też w pomieszczeniach :/) zimno inspiruje do tworzenia cieplutkich rzeczy z grubych włóczek. Całymi dniami marzę o mięciutkich wełenkach, na które ciągle brakuje czasu.

Jednak czasem daję się porwać inspiracji. Dlatego dziś na zdjęciu będzie trochę bałaganu ;)





Zacznę od książki. Coraz bliżej do końca, choć dopadam do niej rzadko. Ostatnie rozdziały wciągają bardzo, więc tylko rozsądek każe czasem książkę odłożyć. Jak dobrze pójdzie to za tydzień napiszę o niej trochę więcej, w ramach podsumowania lektury :)

Robótkowo trochę zmian. Szaro-bure robótki (sweter i chusta) odpoczywają, ale od jutra powoli do nich wracam. Na zdjęciu miejsce znalazły czerwono-szare nowości, które królowały u mnie przez ostatnie dwa tygodnie, oraz czapa i komin z grubej włóćzki, które odciągnęły mnie od wszystkiego innego na przełomie tygodni. Wszystkie one są już skończone, potrzebują tylko odrobiny mojej uwagi i pochowania nitek, czym zajmę się dziś. Czapa z kominem jutro trafią w ramach prezentu do mojej Bratowej, a czerwono-szare cosie będą wołały o sesję zdjęciową, aby stać się głównymi bohaterami jednego z najbliższych postów ;) 

A tak z innej beczki: wyć mi się chce w związku z brakiem czasu. Mam w planie jeszcze dwa prezenty robótkowe na listopad, zamówiony prezent na święta, rozbabrane dwa projekty i kilka, które bardzo mocno mnie wołają. W tym wszystkim leżę z bombkami (a chciałam kilka stworzyć na choinkę). Zatęskniłam też za amigurumi, ale kiedy???? Wiem, że nie tylko ja tak mam, ale jak widzę coraz to nowe piękności wykonane przez te osoby, które akurat czasu mają trochę więcej, to aż mnie skręca ;) Czekam na emeryturę! Jeszcze tylko 41 lat...