Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

piątek, 26 lipca 2013

Dla Niego

Po prostu... Brelok z inicjałem. Bo się nabijał z moich pasji ;)





Kolor trochę zakłamany, bo zdjęcia robione ok. północy - światło bardzo nieprzyjazne ;( W rzeczywistości eFek jaśniejszy jest :)


środa, 24 lipca 2013

Otul się mną

I wreszcie przyszedł czas na Nią. Chusta do otulania w chłodne wieczory letnie i opatulania w mroźną zimę.
Oszczędna dziś będę w słowach, po prostu Wam ją pokażę :)

Dane techniczne:
- włóczka Scarlett - ponad 2 motki, czyli blisko 1000 m
- szydełko 4 mm
- wymiary (zapominałam zapisać po zmierzeniu, ale chyba się nie pomylę): 168 cm(podstawa trójkąta) x 82 cm (wysokość trójkąta), co daje niespełna 1,5 m2 :)


Na początku było tak...

Przygotowanie do blokowania...






I już upięta :)

Krasnal pilnuje :)











Do kompletu dorobiłam broszkę-różyczkę, spinającą chustę w razie potrzeby :)



Co o niej myślicie? Mi się spodobała bardzo i już pracuję nad drugim egzemplarzem ;) Ta wyfrunęła w prezencie urodzinowym, kolejna będzie dla mnie ;) Troszkę inna, żeby się nie znudzić ;) Ale to potrwa dłuuuugo zanim powstanie ;)


Schemat znaleziony na chomiku :) Jakość nie najlepsza, ale można się domyśleć co i jak (zdjęcie zmniejszyłam - kliknij po większy rozmiar)



poniedziałek, 22 lipca 2013

Smocza Stopa

Każdy rycerz powinien mieć przydomek. To rzecz przecież oczywista. Nawet jeśli rycerz jest malutki i jeszcze nie do końca umie władać mieczem ;)
Jeden taki rycerz nie ma jeszcze imienia, nie przyszedł nawet jeszcze na świat. Ale rośnie dzielnie i zasługuje na otrzymanie przydomka ;)
Dlaczego Smocza Stopa? A dlaczego nie? :) Niech pokonuje w życiu wszystkie groźne smoki, choćby nawet poprzez obcinanie im stóp ;)

A tak całkiem na serio, to "smocza stopa" przyszła mi na myśl kiedy szydełkowałam maluśkie buciki wykończone wzorem nazywanym krokodylą łuską. Szalenie podoba mi się ten wzór. Jest prosty w wykonaniu, ale bardzo efektowny. Na tak malutkiej robótce tego nie widać, ale chusta z krokodylka... hmmm, może kiedyś ;)

A tymczasem buciki. Śnieżnobiałe, wykonane z bawełny i tak słodkie, że mogłabym bez przerwy szydełkować takie drobiazgi :)

Butki wykonane zostały z tego wzoru, który już chyba tradycyjnie, został przeze mnie zmodyfikowany ;) Zwiększyłam nieco rozmiar, sprawiając, że "podeszwa" osiągnęła długość 9,5 cm.

Co więcej mogę powiedzieć, poza tym, że szydełkowałam je zamiast uczyć się do sesji, bo zapewniały mi niezwykłą mieszankę wzruszenia i rozmarzenia :)  A efekty tej pracy...







Czyż nie są słodkie? :)

Razem z Grzechotnikiem pasiastym buciki ruszyły dziś w świat, aby trafić w ręce oczekującej na rycerza Mamy :) Szkoda, że nie mogłam wręczyć ich osobiście, ale każda sytuacja ma swoje zalety, jak się okazuje :) 

Mam w zanadrzu do pokazania jeszcze jedno "dzieło" ;) Obecnie pracuję nad pewnym tajemniczym projektem z wyznaczonym terminem zakończenia ;) Ale coś mi powolutku idzie, bo jak już znajdę moment na "działanie" to nie mogę się na tym w ogóle skupić. Ale mi przejdzie ;)


Pozdrawiam Was słonecznie :)

sobota, 13 lipca 2013

Grzechotnik pasiasty

W związku z tym, że w mojej rodzinie pojawi się jeszcze w tym roku nowy dzidziuś ja wpadłam w niemały szał poszukiwań możliwych do wykonania dla mnie prezentów dla małego Bąka ;) Wprawdzie do narodzin jeszcze trochę czasu, ale w związku z tym, że z młodą Mamą widzieć się będę na dniach to chciałam Jej osobiście chociaż jakieś drobiazgi wręczyć. I tak w czasie nauki do sesji sięgnęłam po czerwone szydełko i białą bawełnę ;) Ale tego efekty pokażę później, bo jeszcze zdjęć nie udało mi się zrobić...

Ale jak tylko skończyłam, to zapragnęłam więcej. Tworzenie dla takich maluszków to jeszcze większa przyjemność, jak się okazuje ;) Robótki są maciupeńkie i przesłodkie po prostu i nie można się powstrzymać żeby nie tworzyć więcej i więcej ;)

Więc szybko dokonałam potrzebnych zakupów i zabrałam się za projekt, który miałam zapisany w zakładkach.

Oczywiście udało mi się przypadkiem stworzyć jego modyfikację ;) Byłam tak zafascynowana, że nie przeczytałam uważnie opisu tylko jechałam na głupka. I coś mi się to podejrzane wydawało, ale "przecież tak jest napisane". Jak w końcu sprawdziłam to wyszło szydło z worka. Bo jest przecież różnica w znaczeniu skrótu dc w schematach amerykańskich i angielskich. Wobec tego, zamiast półsłupków stawiałam słupki i całość zwiększyła swoje rozmiary w stosunku do tego co miało wyjść. Ale nie przejęłam się tym, tak też jest fajnie. :) Musiałam się później nakombinować żeby dopasować rozmiarowo pozostałe elementy do korpusu, ale to już żaden problem ;)

Powstała więc grzechotka-sówka GIGANT :) Mierzy sobie 23 cm i brzęczy dźwiękiem dzwoneczka umieszczonego w środku :) Ze względu na rozmiar może służyć jako przytulanka :)

Schemat znalazłam tutaj, a poniżej moja wariacja na temat ;) Zdjęć będzie dużo, bo nie umiem się zdecydować :)



Nie ma to jak wylegiwać się w koniczynie ;)


Sowa-marynarz? Na przystani wypatruje łodzi ;)




A to moje ulubione drzewo - katalpa. Zwróćcie uwagę na wielkość liści i piękne, ogromne kwiaty! Wspaniała jest!





czwartek, 4 lipca 2013

SAL Lizzie Kate: smak wakacji

Pamiętam te wakacje, co z beztroską się kojarzą. Kiedy budziłam się, gdy miałam na to ochotę. Najweselszą ich część spędzałam u babci zawsze. Choć tak blisko domu, było niemalże egzotycznie. Pamiętam cykanie budzika w babci pokoju, skrzypienie sprężyn na starym "sułtanie" i zapach babci, ciepłe jabłka z pieca kaflowego i zacierki na mleku, które jadłam na śniadanie i kolację. Pamiętam szalone zabawy z kuzynami, które czasem kończyły się groźnymi wypadkami. Pamiętam kręcenie miodu, ciepłe mleko, kiedy ciocia przynosiła kanki prosto z łąki, na której doiła krowy. Pamiętam dwie wielkie jabłonie, których konary były najlepszym miejscem zabaw.

Dziś nie ma już jabłoni, nie ma mleka, pszczół. Nie ma też mojej babci. Ale są wspomnienia, a jednym z nich jest smak arbuza i to uczucie, kiedy cała twarz lepi się od słodkiego soku, bo przecież trzeba "wygryźć" wszystko, aż do zielonek skórki ;) I plucie pestkami, najlepiej na zawody :)

Z tym wszystkim kojarzy mi się lipcowy obrazek salowy. Piękny, soczysty, czerwoniutki arbuz, coś prostego, a tak wiele emocji. Więc już po prostu pokażę co tam nam lipiec przyniósł...




środa, 3 lipca 2013

Miś TT: gratuluję i dziękuję

I wreszcie miś...

Historia tego misia jest długa i dość tragiczna :D
Już dawno Wam wspominałam, że dostałam zamówienie na wykonanie misia TT o tematyce szkolnej. Wybór padł na Graduation.

Zaczęłam od zakupu muliny, bo szarości już się powoli kończyły. W związku z tym, że posiadam nitki wyłącznie z DMC postawiłam na zamienniki i nie kupiłam muliny Anchor zgodnie z zaleceniami do wykonania misia. Sprawdziłam jakie kolory odpowiadają tym, które mi są potrzebne i zamówiłam... to co przyszło w sumie niewiele miało wspólnego z szarością... był fiolet, beż, brudna zieleń... Myślałam, że się wścieknę, ale postanowiłam haftować z tego co mam i modlić się, żeby efekt nie był ciężkostrawny.

Kolejną przeszkodą okazał się czas, ale to nic nowego... Na wykonanie misia, którego powinnam wyhaftować w czasie około tygodnia (zakładając niewielką aktywność robótkową wieczorami) miałam dwa miesiące. Ledwo zdążyłam na czas... Czułam się rozczłonkowana między różne robótki oraz inne obowiązki, zawsze było coś, co ciągnęło mnie bardziej.

I najgorsze ze wszystkiego: były momenty, kiedy haftując ten malutki obrazek dochodziłam do wniosku, że nigdy więcej igły nie chwycę, a już na pewno nie po to żeby wymalować misia TT. Tak bardzo mi z nim nie po drodze było. Męczyłam się okrutnie i miałam ochotę cisnąć go w kąt, naprawdę. Okropne uczucia. Pomyślałam sobie "dziękuję bardzo, nigdy więcej". Jednak nienawidząc, wiedziałam jednocześnie, że już mi się szykują kolejne projekty, kolejne rzeczy mam w głowie ułożone w plan. I w planie tym na pewno są jeszcze dwie literki T ;) Tylko tym razem muszę kupić mulinę Anchor :D

No to czas na efekty tych moich morderczych zmagań ze słodkim misiem ;) Efekt końcowy wręcz zachwycający, jeśli pomyślę sobie o tych męczarniach ;)








poniedziałek, 1 lipca 2013

Letnia fryzura

Tworzę tego posta już tydzień... no szczyt, po prostu!

Narobiłam sobie zaległości. Nie spodziewałabym się takich rzeczy :) Zaczęło się od tego, że nie pokazywałam czegoś, co ma być prezentem. I nadal nie pokazuję, choć szanse, że przyszła właścicielka tu zajrzy są znikome ;) A potem nie pokazywałam, bo się powoli tworzyło, szczególnie miś, o którym mowa będzie w kolejnym poście. Mam więc jakieś tam zapasy, choć znowu takie wielkie to one nie są :)

Dziś drobiazgi. Ozdoby do włosów dla dziewczynki (szkoda, że jestem trochę za stara żeby sobie kwiatki we włosy wpinać ;))

Do wakacyjnego prezentu dla Dosi, którym miał być miś TT, oprócz prezentowanej tu już sówki, dorzuciłam kilka upominków.

Przygotowałam wsuweczki ozdobione kremowymi kwiatkami (moje pierwsze spotkanie z kordonkiem! Już mi się podoba :D), które dodatkowo ozdobiłam koralikami. Nie jest to mój pomysł, ale tyle tego w sieci, że trudno szukać pomysłodawczyni takich kombinacji ;)





Poza tym ozdobiłam dwie gumki do włosów.
Pierwsza z nich, zielona, otrzymała kokardkę wykonaną wg tego schematu.



Drugą ozdobiłam kwiatkiem, którego wzoru nie potrafię teraz zidentyfikować ;) No, ale kwiatek jak kwiatek, wszyscy robią kwiatki ;)




Za jakość zdjęć przepraszam. Tradycyjnie już robione na ostatnią chwilę i w wielkim pośpiechu. No, ale są... bo mogłoby wcale nie być ;)

Przesyłka już dotarła do Dosi, która jest ponoć zachwycona :) Wobec tego ja się cieszę i mam nadzieję, że ozdoby przydadzą się do tworzenia pięknych, letnich fryzur ;)