Pamiętam te wakacje, co z beztroską się kojarzą. Kiedy budziłam się, gdy miałam na to ochotę. Najweselszą ich część spędzałam u babci zawsze. Choć tak blisko domu, było niemalże egzotycznie. Pamiętam cykanie budzika w babci pokoju, skrzypienie sprężyn na starym "sułtanie" i zapach babci, ciepłe jabłka z pieca kaflowego i zacierki na mleku, które jadłam na śniadanie i kolację. Pamiętam szalone zabawy z kuzynami, które czasem kończyły się groźnymi wypadkami. Pamiętam kręcenie miodu, ciepłe mleko, kiedy ciocia przynosiła kanki prosto z łąki, na której doiła krowy. Pamiętam dwie wielkie jabłonie, których konary były najlepszym miejscem zabaw.
Dziś nie ma już jabłoni, nie ma mleka, pszczół. Nie ma też mojej babci. Ale są wspomnienia, a jednym z nich jest smak arbuza i to uczucie, kiedy cała twarz lepi się od słodkiego soku, bo przecież trzeba "wygryźć" wszystko, aż do zielonek skórki ;) I plucie pestkami, najlepiej na zawody :)
Z tym wszystkim kojarzy mi się lipcowy obrazek salowy. Piękny, soczysty, czerwoniutki arbuz, coś prostego, a tak wiele emocji. Więc już po prostu pokażę co tam nam lipiec przyniósł...
Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!
Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)
piękne masz wspomnienia .... mi arbuz kojarzy się z latem i upałem :)
OdpowiedzUsuńAch te wspomnienia...
OdpowiedzUsuńświetny hafcik :)
OdpowiedzUsuń