Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

czwartek, 23 stycznia 2014

Dziwna historia pewnej czapki

Ludzie Drogie! To co się dzieje teraz u mnie to jest trudne do opisania, a na pewno nie da się tego zrobić spokojnie i w sposób, który nie wymagałby cenzury ;) Meksyk po prostu. Ale wiem, że jak przeżyję najbliższe sześć miesięcy to będzie już tylko lepiej, o niebo lepiej, a może nawet o dwa nieba :D

Ale nie o tym chciałam. Dawno mnie nie było, a kiedy byłam tu ostatnio przedstawiłam szalik dla mojego F. na drutach upleciony. Do szalika dołączyłam czapkę - ta z kolei zrobiona na szydełku. Taki kulawy komplet :D

Czapka owa ma dziwną historię. Wykonywałam ją z TEGO wzoru i już na wstępie ją dość znacznie zmniejszyłam (ze względu na użycie większego rozmiaru szydełka, grubszej włóczki). Po zakończeniu pracy mogłam powiedzieć, że wykonałam czapkę dokładnie w 110 minut - udało mi się wtedy odmierzyć czas długością lecących w tle odcinków serialu ;) Zadowolona z własnej wydajności i ostatecznego efektu wróciłam do szalika (który to powstawał na raty, przetykany innymi robótkami okołoświątecznymi). Jednak coś nie dawało mi spokoju...
Dałam czapkę do przymiarki. Jako modelową głowę użyłam mojego brata, również F. ;) Okazało się, że czapka jest w rozmiarze na słonia, albo coś koło tego ;) No, może przesadzam, ale była zbyt głęboka i odrobinę za szeroka. Wtedy do świąt pozostało już mało czasu, a ja nie chciałam go dodatkowo marnować na poprawiane, które mogłoby okazać się niedokładne, z powodu niemożności przypasowania do docelowej głowy ;) Zapakowałam czapkę w rozmiarze "Gigant" ;)



Tu widać próbę prowizorycznego ratowania sytuacji poprzez wywinięcie rąbka czapki ;)

Wręczyłam więc prezent niedoskonały o czym szybciutko zareagowałam "daj, oddaj, poprawię" :) Wiem, wiem, kto daje i odbiera... Co zrobić ;)
Czapkę poprawiłam, zmniejszyłam, teraz jest w sam raz. Jak znalazł na panujące akurat teraz mrozy ;) Niestety, kolejna część jej dziwnej blogowej historii jest taka, że nie mam jej zdjęć ;) Tzn. mam zdjęcia wersji "Gigant", mniejszą zapomniałam sfotografować. Chciałam cyknąć zdjęcia w czasie poprzedniego weekendu kiedy to miałam dostęp do czapki (i do F . ;)), ale mi z głowy wyleciało, mimo że oboje, w towarzystwie i czapki i aparatu, spacerowaliśmy po lesie. Nie łudzę się, że w tym tygodniu będę o zdjęciach pamiętać, więc publikuję co mam, bo już chyba czas skończyć te świąteczne posty (jeszcze dwa na pewno mam w kolejce...)
Oto czapka "Gigant"



Wielka czapka na małej głowie :D

Trzymajcie kciuki żebym nie zwariowała w najbliższym czasie to pojawię się jeszcze z nowościami (bo w robótkowej dziedzinie powoli, bo powoli, ale wciąż się dzieje ;))

Pozdrawiam gorąco w czasie mrozów!







6 komentarzy:

  1. Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę, ale trzeba uważać z jakim gatunkiem szaleństwa ma się do czynienia ;)

      Usuń
  2. Ważne, że nosi. Lu nie nosi, dlatego na następny sezon muszę zrobić kaptur Assasina, bo tylko takie geekowe cuda łaskawie założy. ;) Mówi, że włosy go grzeją! No jasne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosi, nosi... przynajmniej przy mnie :D To jest ciepłolubny Stwór, więc się opatula sam z siebie :)

      Usuń

Będzie mi bardzo miło jeśli poświęcisz mi chwilkę i napiszesz komentarz :)