Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

W podziękowaniu, czyli historia burzliwa ;)

Mam ostatnio urwanie głowy. Tzn. głowa mi się urywa, bo postawiłam ostatnio na pracę umysłowe, w związku z czym mam czasami wrażenie, że nie mam już mózgu tylko mus mózgowy ;) Do tego zmęczona jestem do tego stopnia, że jak już umysłowo wypracuję dzienne minimum to po prostu idę spać. I nie obudzi mnie nawet fakt, że jestem coraz bardziej przerażona tym, że święta tuż tuż, a ja jestem w szczerym polu. Wiem już, że nie będzie u mnie hand-madowych prezentów dla każdego, dla kogo chciałabym coś przygotować, bo po prostu nie jestem w stanie tego ogarnąć. Powstanie na pewno męski szalik (jeszcze nie jestem pewna jaki, ale już jestem na tropie ;)) i może jakieś drobiazgi dla dzieciaczków, ale to tylko może...

A teraz korzystam z chwili wolności w pracy i nadrabiam zaległości. :)

W czasie porządkowania zdjęć zorientowałam się, że nie pokazałam prezentu, który na zlecenie mojej Mamy przygotowałam dla znajomej. Tzn. nie tylko ja przygotowałam, to była praca zespołowa :D

A prezent wyglądał tak:



Zestaw podkubeczków, z mojego ulubionego wzoru, prezentowanego już w tym poście.


Dwie poduszki, hand-made by Mama :) 
Moja Mama jest krawcową z zawodu. Ja, przy maszynie siedziałam raz, skutki dość marne były, ale jeszcze wszystko przede mną :D Im coś bardziej opornie wchodzi tym większą mam ochotę to pokonać i się nauczyć :D

Szkatułka hand-made zakupiona w sieci, już nie potrafię określić gdzie. Troszkę mnie ta szkatułka rozczarowałam, bo zdjęcie ukazywało brązowe wieczko, a w rzeczywistości jest ono niebieskie, co nie zmienia faktu, że szkatułka jest śliczna :)

Do całości dorzuciłam kilka cynamonowych świeczuszek....

... i zapakowałam w skromną paczkę :) W takiej formie prezent trafił do S.

Kilka tygodni później to ja dostałam od S. prezent - o tu o tym pisałam ;) Już wtedy wiedziałam, że skoro dostaję takie wory włóczki, to muszę się czymś włóczkowym odwdzięczyć, dlatego szybciutko powstała w mojej głowie wizja komina zimowego :) Wybrałam też włóczkę, która w moich oczach pasowała idealnie do osoby, która miała być obdarowana i...

...zabrałam się do pracy :) Żeby szydełkowanie nie zajęło mi sto lat,  dziergałam równocześnie z trzech nitek, zyskując tym samym grubość odpowiednią dla szydełka 8 mm :)

Korzystałam z tego wzoru, jednak poddałam go lekkiej modyfikacji... chyba bym nie była sobą, gdyby do tego nie doszło :D Rach-ciach i w swa wieczory komin był gotowy! Połączenie trzech nitek sprawiło, że jego kolor był wspaniały - powodem był fakt, że jeden kłębek miał troszkę inny odcień, czego początkowo nie zauważyłam - gapa ;) Włóczka delikatnie gryzła, ale ja jestem wybitnie na to uczulona. Wiedziałam, że po zabiegach kosmetycznych z użyciem płynów zmiękczających wszystko będzie ok. I wtedy stałą się rzecz po prostu koszmarna...

Wymiękczony komin został zostawiony do wyschnięcia, a ja powędrowałam do pracy. Ten moment wykorzystała moja Mama i zwinąwszy komin, zawiozła go i przekazała S. Krew mnie zalała i zemdlałam z rozpaczy, bowiem komin ten w moich oczach był NIEDOKOŃCZONY! Wystawały z niego niepochowane nitki, nie został przeze mnie ostatecznie zaakceptowany i wygładzony. Płakać mi się chciało, że taka "flejowata" robota będzie mnie w świecie reprezentowała :(

Na dodatek nie miałam żadnych zdjęć, które pokazałyby jak fajnie zgrały się niteczki, tworząc ciepły melanżyk układający się w fajnym wzorze...

Pojechałam do Sylwii i udało mi się cyknąć fotki, ale ich jakość i cały anturaż musicie mi wybaczyć. I tak nadal pozostaję w rozpaczy, że nie dostałam komina do poprawek - S. się zaparła, że mi go nie odda, absolutnie nie ma takiej opcji, już się wszystkim pochwaliła i nie zamierza się z nim rozstawać. 






10 komentarzy:

  1. Zgrany zespół z Mamą tworzycie. Oby więcej takich akcji :) A co do zbliżających się świąt - mnie też to przeraża...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja to dopiero będzie jak postanowię sama do maszyny usiąść, Mamę biorąc za przewodniczkę ;) Ale biorąc pod uwagę mój grafik to się stanie około roku 2564 ;)

      Usuń
  2. Kochana!
    Komin - cudny!!!!!!!!! Z chęcią przyjęłabym taki w prezencie nawet gdyby miał za sobą ciągnący się motek :D Ważny jest gest.

    Pozdrawiam Cię ciepło!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! Nie mniej jednak moja pedantyczna dusza cierpieć będzie z powodu tego incydentu ;)

      Pozdrawiam równie :)

      Usuń
  3. Komin wygląda na dorobiony, a jakże, a nitki sobie S sama schowa. ;)
    Poduszki bardzo precyzyjnie wykonane, patrząc na zdjęcia. Szkatułka ciekawa. Ja też niestety nie dam rady z prezentowym hand-made dla wszystkich. Chciałoby się bardzo... Ale zrobiłam rachunek sumienia na kartce i też doszłam do tego wniosku. Lepiej się pogodzić z tym i spokojniej wejść w świąteczny czas. Na pewno jeszcze będzie okazja na prezenty dla tych, co się teraz nie załapią. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda, może.. na zdjęciu ;) Ale naprawdę jak spojrzy na niego ktoś kto się choć ciut zna, to zaraz zauważy niedoróbki ;)

      Poduszki - Mama jest perfekcjonistką, jeśli chodzi o szycie. Potrafi kilkanaście razy pruć, jeśli coś nie wychodzi idealnie! A jak się z taką idzie na zakupy... łohoho... pierwsze co to sprawdza, czy dobrze uszyte :D

      Usuń
  4. Z takiego cudnego prezentu to znajoma na pewno była mega zadowolona:)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli poświęcisz mi chwilkę i napiszesz komentarz :)