Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

środa, 2 grudnia 2015

Wspólne dzierganie i czytanie: witam w grudniu

Jakiś czas temu wspominałam, że mam nadzieję, iż listopad będzie dla mnie łaskawy i przyniesie trochę oddechu po intensywnym październiku. Przeczytał to chyba Los, a jak wiadomo, ta paskuda potrafi być złośliwa. Skończyło się na tym, że przez 10 dni uczestniczyłam w maratonie listopadowego blogowania, a potem przepadłam. Wczoraj pomyślałam, że muszę wrócić przynajmniej do wspólnego dziergania i czytania i już zaczęłam przekładać to na "od początku miesiąca", kiedy zorientowałam się, że to oznacza właśnie dziś :D Nie miałam już wymówek, więc...


Wprawdzie od listopada moje środy są wyjątkowo niesprzyjające blogowaniu, ale może się uda. A jak nie to się może przeniosę na czwartki. Zobaczymy.

Pora więc na kolejne zdjęcie z serii...


Tak się stało, że na drutach w tej chwili tylko pasiasty sweter. W trakcie mojej nieobecności "w grze" przewinęło się przez moje ręce kilka robótek, które zostały już szczęśliwie ukończone. Sweter też jest w fazie dążenia do finiszu raczej, choć niestety dziś tknęłam go pierwszy raz od dawna i moje nim zainteresowanie zostanie już prawdopodobnie w piątek (planuję odebrać paczkę z pasmanterii) wyparte przez prezenty świąteczne :) 
A propos świat - na zdjęciu pojawia się też wielkie szydło i czerwone coś, co będzie docelowo dywanikiem pod choinkę. Powstaje on z pociętych koszulek, które dostałam od moje F do wykorzystania :) Dywanik będzie niewielki, ale za to cały z tego samego materiału, bo było to 6 identycznych koszulek :) Poświęcam temu projektowi bardzo mało czasu, a to głównie dlatego, że cięcie tych koszulek i praca z szydełkiem nadwyręża znacznie mój nadgarstek. Ostatnio zaobserwowałam właśnie, że przygody z szydełkiem mi nie służą. Muszę znów skupić się na drutach, w trosce o zdrowie :)

O książce nawet nie powinnam wspominać. Nie tknęłam jej kilka tygodni. Leży i patrzy na mnie z wyrzutem...

Na dziś to by było tyle, muszę teraz zmierzyć się z przyziemnymi sprawami, w nadziei, że dzień ostatecznie uda się zaliczyć do udanych :)

Pozdrawiam grudniowo!

piątek, 13 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: ciepło

Choróbsko mnie jakieś chyba rozkłada, albo inne cuś. Jednym słowem złapałam niemoc taką trochę egzystencjalną, co objawiło się moją nieobecnością.
Dzisiejszy temat bardzo mi pasuje. W pracy znów (średnio co miesiąc to się zdarza!) mamy awarię ogrzewania. Ciepło nie było.
Teraz jestem w domu. Jest mi ciepło. Fizycznie i psychicznie komfortowo i przytulnie. Sporą część popołudnia spędziłam z ciepłą herbatą, pod ciepłym kocem i z cieplutką robótką ;)


Aaaa. i kubek w ciepłym sweterku i koty na tkaninie też w ciepłych sweterkach. :P
W to mi graj!

Jak dobrze, że już weekend!

wtorek, 10 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: Jutro


I na tym mogłabym poprzestać :P
Ale dodam jeszcze, że najbardziej lubię takie jutro, które przyjdzie jutro, a brzmi ono: "jutro się wyśpię, bo jutro jest wolne" :) 


poniedziałek, 9 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: Obraz

Zupełnie nie miałam pomysłu na dzisiejszy temat. A potem sobie przypomniałam, że przecież bardzo powoli, ale tworzę obraz. Jeszcze nic nie przedstawia, ale ostatecznie ma wyglądać tak:


U mnie to na tę chwilę prezentuje się tak:



A w czasie ostatniej prezentacji było tak:

Więc całkiem sporo przybyło.
Mam ten haft na podorędziu. Już nie kiśnie gdzieś w kufrze, tylko leży na półce, więc czasem do niego siadam, choć na chwilę. Na ten moment dziura, która jest do wypełnienia w lewym górnym rogu to jeden kolor, więc całkowicie bezmyślna robota. Może uda mi się ją wypełnić. A potem jeszcze milion lat i skończę całość :D



sobota, 7 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: nogi

Dziś temat anatomiczny nam się trafił. Nogi... cóż można o nogach powiedzieć. Mam, nawet dwie ;) Na dodatek są najczęściej komplementowaną częścią mnie :P Chwalą zazwyczaj koleżanki, twierdzą, że zazdroszczą i to pewnie dlatego moje nogi często mają problemy zdrowotne. Obecnie też czekam na wizytę u ortopedy żeby zaprezentować mu swoje kolana. Łatwo nie jest...


Swoje nogi prezentowałam ostatnio w związku ze skarpetkami w owieczki :) 

A dziś zaprezentuję nogi, które wczoraj stworzyłam...


Właśnie zabieram się za dorabianie stworkowi głowy :) Kto nie ma w głowie ten ma w nogach ;) 



piątek, 6 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: niebieski

Niebieski nie jest moim ulubionym kolorem. Niebiesko-zielony, taki morski to zupełnie inna sprawa. Potrafi panoszyć się w mojej garderobie całkowicie wypierając inne barwy. Ale niebieski? Nie, jakoś nie czuję ;)

Jechałam dziś do pracy szukając inspiracji do napisania tego posta. Bo skoro to nie jest mój ulubiony kolor to o czym pisać... Nie mam nic niebieskiego do pokazania, choć w ostatnim swetrze, który się dzierga (i pojawia w środowym wspólnym dzierganiu i czytaniu) pojawiają się granatowe i błękitne paseczki...
Jechałam tak i jechałam, aż tu nagle w słuchanej składance pojawiła się piosenka...


Nie zwróciłam na nią większej uwagi, póki do moich uszu nie wpadło słowo "niebieski" :)
Piękna piosenka, w której można szukać wsparcia, siły i sensu w ciężkich chwilach. W chwilach, kiedy nasz nastrój jest wyraźnie w kolorze "blue". I wtedy zaczęłam się zastanawiać dlaczego smutek jest właśnie blue mood. Potrafi ktoś odpowiedzieć na to pytanie? Kiedy jestem smutna widzę swój nastrój raczej w szarościach, dokładnie takich, jakie od jakiegoś czasu nieustannie pokrywają całe niebo. Szary jest dla mnie smutny, ponury... a niebieski to niebo wolne od chmur, jasne, ciepłe blaskiem słońca odbijającym się od błękitnej wody. Niebieski to (obok zielonego oczywiście) wiosna! A ja wiosny już bardzo pragnę!
Skoro inspiracja wzięła się z muzyki to pozostanę w tym nurcie: "Oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba" :)


I jeszcze jedna "niebieska" piosenka:



Błękitnego nieba i żółtego słońca sobie i Wam życzę na zbliżający się weekend! 



czwartek, 5 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: Prosty

Dzisiejszy temat choć brzmi "prosty" okazał się dla mnie najtrudniejszy jak do tej pory. Jakoś nic mi do głowy nie przychodziło. No bo o czym miałabym pisać? Że lubię wzory, które wyglądają bardzo efektownie, ale okazuje się, ze ich wykonanie jest bardzo proste? No, lubię, ale to się w jednym zdaniu mieści, na temat posta się nie nadaje ;)

A potem pomyślałam o tym, na co się ostatnio doczekać nie mogę :P Zainspirowana torebkami na robótki uszytymi przez Amanitę postanowiłam sama dla siebie taką uszyć. To nie będzie proste, bo choć przy maszynie już siedziałam, to jednak nie mogę się pochwalić niczym co stworzyłabym od podstaw sama. Drobiazgi, nieśmiałe próby.
Ale teraz się zawzięłam! Najpierw kupiłam odpowiedni do projektu materiał...


Koty, kłebuszki i żakardowe sweterki - wszystko jak najbardziej w temacie :) Dodatkowo tkanina nazywa się "Knitty Kitty" :)
Wczoraj wybrałam się na zakupy uzupełniające. Potrzebowałam zamka, fizeliny i materiału na podszewkę. Ten ostatni postanowiłam kupić w stacjonarnym sklepie drecotton. I odkryłam bawełniany raj! :) 
Jakie tam śliczności na półkach mają! O rajciu! Dopadłam do półek z końcówkami w promocyjnych cenach i ledwo się powstrzymałam żeby nie wziąć wszystkich ;) Wróciłam z takimi łupami


Szara w groszki, będzie podszewką do "Knitty Kitty", a reszta posłuży do kolejnych project bag-ów ;) Przecież robótek zawsze dostatek, a szyjąc więcej sztuk nabiorę wprawy ;) 
I może przy ostatnim wszystkie szwy będą PROSTE :) 


środa, 4 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: List

Drogi Święty Mikołaju!

   Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale chciałabym żebyś miał dużo czasu na przygotowania. Zbliża się okres podarków, a ja mam tak wiele marzeń do spełnienia...
   Na szczycie mojej listy znajduje się przepięknej urody sweterek zaprojektowany przez Amanitę. Marzę o Mistyaire odkąd go zobaczyłam, więc możes pomóc mi zdobyć ten wzór. Chciałabym go zrobić w mięciutkiej włóczki w najpiękniejszym na świecie kolorze. Dużo już czasu spędziłam na szukaniu takich moteczków, ale nic z tego nie wyszło. Jest tyle pięknych kolorów, że musiałbym zrobić przynajmniej 10 swetrów! Mój dylemat byłby rozwiązany, gdybym pod choinką znalazła zestaw precelków, których barwę wybrałbyś Ty, Mikołaju! :) Tak, znów próbuję zrzucić odpowiedzialność i pozbyć się ciężaru konieczności podejmowania decyzji :) 
   Jak już będę miała te cudowne nitki, to przydałyby się równie cudne narzędzia do pracy z nimi. Wprawdzie zawsze uważałam, że na najzwyklejszych chińskich drutach też można działać, ale odkąd spróbowałam współpracy z KnitPro Symfonie Wood "trochę: zmieniło się moje zdanie na ten temat. Pokochałam je i chcę mieć wszystkie. Bez Twojej pomocy, Mikołaju, będę uzupełniać kolekcję bardzo długi czas, tym bardziej, że na razie mam w niej tylko rozmiar 3,50 mm.
   Skoro będę miała i włóczkę, i druciki to chciałabym móc usiąść w pięknym, przytulnym miejscu, które będzie moim robótkowym kącikiem. Chciałabym żeby stał w nim wygodny fotel, półki wypełnione były moteczkami i różnymi przydasiami niezbędnymi przy pracy. I żeby było tam biurko, na której stanie maszyna do szycia. Chciałbym się nauczyć szyć tak na poważnie, ale teraz trudno mi się zmobilizować, bo przygotowanie stanowiska pracy zajmuje mi więcej czasu niż w ogóle mogę wygospodarować w ciągu dnia... Załączam kilka zdjęć pięknych kreatywnych zakątków :)





   Skoro miałabym już miejsce do dziergania to pozostaje już tylko jedna rzecz, której mi brakuje... czas! Proszę Cię, Mikołaju o dodatkowe godziny w ciągu dnia, które będę mogła wykorzystać na rozwijanie swoich pasji. Obiecuję wspomagać Twoje Elfy w produkcji świątecznych prezentów, o ile tylko będę miała kiedy się za to zabrać. A dla Ciebie wydziergam piękny wełniany sweter...

                                                                                                     Twoja Izzy

PS. Tak naprawdę to najbardziej pragnę czegoś zupełnie innego, ale boję się jeszcze o to prosić... może za rok...


Wspólne dzierganie i czytanie: restart

Po tygodniowej przerwie wracam do zabawy u Maknety. Dziś w związku z tym dwa posty, oba związane z wyzwaniem rzuconym przez jedną osobę - nie ma to jak motywujące do regularności zabawy :)


Mój restart wiąże się z kilkoma znacznymi zmianami na zdjęciu :)
Już w zeszłym tygodniu wspominałam, że te zmiany nastąpiły, jednak problemy z autem i późny powrót do domu uniemożliwiły mi napisanie posta. Dziś też z czasem krucho, ale zapobiegawczo zrobiłam zdjęcie już wczoraj ;) I od momentu zrobienia zdjęcia do chwili kiedy piszę tego posta nic się w zaprezentowanych robótkach nie zmieniło.


Książka ta sama, ciut podgoniłam w czasie świątecznego weekendu, ale niewiele jednak. Może do końca roku się z nią wyrobię :D
Robótkowo za to nowości.
Po pierwsze - zniknęła ze zdjęcia chusta, która została ukończona i nawet sprawdzona w praktyce, choć jeszcze nie zblokowana (to się stanie może w weekend, jeśli się uda). Już ją lubię. Idealnie pasuje do mojego jesiennego płaszczyka, grzeje i można się nią fajnie opatulić. Na ładne zdjęcia zupełnie nie ma teraz pogody, więc nie wiem kiedy doczeka się sesji...
Po drugie - sweter ruszył do przodu. Zaraz po skończeniu chusty dokończyłam plecki swetra i zaczęłam jeden z przodów, który widać na zdjęciu. I mam coś koło połowy tego przodu, więc nie jest źle ;) 
Tym bardziej, że..
Po trzecie - pojawiła się nowa szarość, która jest początkiem czapki. Czapka będzie w komplecie z szalem, który dziergał się od momentu sprucia początku komina, który pokazałam na moim ostatnim zdjęciu, dwa tygodnie temu. Dziergałam go w ukryciu, bo ma być prezentem urodzinowym. Skończyłam w niedzielę i zaraz nabrałam oczka na czapkę. Na razie nie robię jej na okrągło, bo przy tym wzorze jakoś łatwiej mi działać "w tę i z powrotem" ;) Zamknę ją w okrąg jak zacznę odejmować oczka... cały czas się zastanawiam jak to odejmowanie będzie wyglądało w praktyce przy tym wzorze... przekonam się już niedługo :)

To by było na tyle w temacie wspólnego dziergania i czytania. A teraz lecę dokończyć list... :)


wtorek, 3 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: pycha

Dziś w maratonie słowo-klucz bardzo dwuznaczne. Bo co mi pierwsze na myśl przychodzi?



Zdjęcie pierwsze, to moje popisowe muffiny, o których wspominałam nawet na blogu. Na drugim zdjęciu tort walentynkowy z ubiegłego roku. Też był pyszny :)
Lubie słodkości i raczej to one kojarzą mi się z czymś pycha, znacznie rzadziej będzie to danie wytrawne :) 
Lubię też piec, a w związku z tym, że przez ostatni rok nie mam takich możliwości (nowa kuchenka, w której działa piekarnik wciąż jest na liście zakupów ;)) to w ubiegły weekend wyżyłam się w tym temacie, korzystając z piekarnika Mamy :) Muffiny czekoladowo-bananowe też oczywiście były w repertuarze :)

Ale jest też druga pycha...

Jeden z siedmiu grzechów głównych, wyniosłość, zawyżona ocena samego siebie, przeświadczenie, że jest się lepszym, wręcz doskonałym. 
Moja samoocena zawsze była na zaniżonym poziomie. Z tego braku wiary w siebie wyleczyło mnie rękodzieło, które pozwoliło mi uwierzyć, ze coś potrafię, do czegoś się nadaję, wychodzi mi. Czy przerodziło się to w pychę? Mam nadzieję, że nie :) Potrafię być krytyczna wobec tego co zrobię, ale nie próbuję kryć dumy ze WSZYSTKIEGO co zrobię. Bo nawet jeśli nie jest doskonałe, to każdorazowo przynosi mi nową naukę. Jest jeszcze masa rzeczy, których nie wiem, ale lubię porywać się na głęboką wodę i podejmować się zadań, które znacznie przekraczają moje dotychczasowe umiejętności. Kończąc taką robótkę czuję dumę, która może nawet chwilowo przysłania niedociągnięcia. :) Ale kiedy oglądam w sieci piękne projekty uzdolnionych dziewczyn (i chłopaków :P) znów czuję się malutka. Długo jeszcze będę dochodzić do takiego poziomu, o ile w ogóle to kiedyś nastąpi :) 


poniedziałek, 2 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: Ranek

Chciałabym takich ranków jak z reklamy, albo amerykańskiego filmu. Niespiesznych, ciepłych, ze szklanką świeżo wyciśniętego soku i uśmiechami bliskich. Chciałabym rano usiąść na chwilę i spokojnie wypić kawę przygotowując się na zmaganie z nadchodzącym dniem.
Życie to jednak nie reklama.
Mój poranek zaczyna się kiedy o godzinie 5:00 dzwoni budzik. Jest ciemno, więc tym bardziej uważam, że to jeszcze noc. Oboje z moim F uwielbiamy spać, a najbardziej to z rana właśnie, więc jakoś szczególnie wiele energii na dźwięk budzika nie mamy. Ciągle w  pośpiechu, niedospani, tęsknie spoglądający w stronę łóżka. Odliczamy dni do weekendu. Do niespiesznego śniadania, kawy w łóżku dopijanej. Leniwego przeciągania się w pościeli, kiedy to licytujemy się kto ma pierwszy wstać i zaparzyć kawę.
Jednak dziś, kiedy mój poranek rozpoczął się prawie dwie godziny później, dając mi szansę na wyspanie się, ogromnie cieszę się, że jutro wstanę znów wcześniej. Bo wczesne poranki, oznaczają wspólne wieczory. Herbatę w dzbanku, podjadanie ciasteczek, wspólny serial. Nocne grzanie stóp o Jego stopy. I porannego buziaka na dobry dzień.
A czasem, dość rzadko, ale jednak, zdarzają się dni, kiedy po porannym buziaku ja wracam do łóżka, na małą drzemkę. Potem wstaję i delektuję się porankiem i czekam na wieczór.






niedziela, 1 listopada 2015

Blogowy maraton listopadowy: Smutek

Dziś smutek kojarzy się z tym co się skończyło. Smutno jest z powodu braku osób, które były nam bliskie, których obecność wyraźnie zaznaczyła się w naszym życiu, których odejście nas dotknęło. Ale czy smutno może być tylko po stracie czegoś cennego? Brak czegoś, czego nie jest nam dane doświadczyć też budzi smutek. Tak jak smucimy się, bo "już tego nie ma", tak też jest nam smutno, bo "jeszcze nie, być może nigdy...". Smutek chyba zawsze, a na pewno najczęściej wiąże się ściśle z tęsknotą. A tęsknota z miłością.
Ja dziś tęsknię. Tęsknię za tymi, których nie ma już od wielu lat. Smutno mi, że nie zdążyłam się pożegnać, a dziś nie mogę dzielić z nimi tego co się w moim życiu dzieje. Tęsknię, za tymi, którzy są, ale jakby trochę dalej. Niby wiem, że niezależnie od wszystkiego zawsze będzie nas łączyło to samo, jednak smutno mi, kiedy codzienność nie pozwala nam być tak samo blisko jak kiedyś. I tęsknię za tym, który jest od stosunkowo niedawna, a jednak jakby od zawsze. Dziś jesteśmy daleko, jest mi smutno, bo to już czwarty dzień. Smucę się czekając, czekam ciesząc się, że już jutro. Więc można cieszyć się smutkiem?


***
II.
Jak puste kłosy, z podniesiona głową,
Stoję rozkoszy próżen i dosytu,
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu: 
Ale przed tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi Boże!
Juliusz Słowacki, "Hymn"
***

Czasem, gdy mi smutno, jest mi dobrze. Odnajduję się w tym smutku, potrzebuję go, czerpię z niego. 

Dziś nie będę się smucić. Dzisiejsze święto jest przecież z natury radosne. Poza tym, jak to mawiał ksiądz katecheta w moim gimnazjum - dziś są imieniny nas wszystkich! Świętujmy więc ten dzień, niekoniecznie w smutku!
       

piątek, 30 października 2015

12 czapek - odcinek 12: Miłosne pożegnanie

Mówi się, że wszystko co dobre szybko się kończy... te 12 czapkowych miesięcy to był dobry czas. Wyzwanie utrzymało mnie w pobliżu bloga i dzięki niemu nie odpłynęłam całkiem w niebyt. Zdarzały się miesiące, kiedy czapkowy post był jedynym... mam nadzieję, że ten okres minął bezpowrotnie. Tak jak minęło czapkowe wyzwanie...



Udało mi się doprowadzić je do końca! Wszystkie czapki wykonałam w terminie, czasem gorzej było z publikacją zdjęć, ale zawsze zdążyłam podpiąć się pod postem organizatorki Oli :)
Dużo się też nauczyłam, oj, bardzo dużo.
Specjalnie do pierwszej czapeczki kupiłam druty skarpetkowe i pierwszy raz w życiu ich używałam, łamiąc niemal ręce w czasie prób ich okiełznania. :D

Piąta czapka to zmagania z warkoczami. Przekładanie drutu pomocniczego, panowanie nad kierunkiem skrętu warkoczy i duża jeszcze jedna duża nauka - to, że wzór mówi o jakimś rozmiarze, a ja użyję drutów w tym samym rozmiarze i podobnej włóczki nie znaczy, że czapka nie wyjdzie dwa razy za mała :D


Przez cały rok powstało:
- 8 czapek na drutach i 4 wykonane szydełkiem
- 7 czapek w rozmiarze dziecięcym i 5, w których zmieści się dorosła głowa ;)
- 5 czapek w odcieniach niebieskiego, 2 szare, 2 fioletowe, 1 ecru i 2 w innych kolorach
- 12 czapek, z których w mniejszym lub większym stopniu jestem dumna, bo sama zrobiłam :D 



Poza tym, niewątpliwą zaletą wyzwania jest fakt, że sama dorobiłam się czapki, którą na dodatek noszę! W zasadzie nie lubię czapek (a może potrzebny jest już czas przeszły?), ale przyjemnie jednak, kiedy w głowę ciepło... :)

Jakoś tak w naturalny sposób rozpoczęłam od podsumowania, ale muszę przecież jeszcze pokazać ostatnią czapkę!
Wykonałam ją z włóczki, która zalegała w moich zapasach. 
Wzór From Norway with Love dopasowany do grubości włóczki. :) Piąta czapka jednak mnie czegoś nauczyła :D

Serduchową czapkę wykonałam dla mojej świeżo upieczonej Bratowej. Wraz z czapką powstał komin, który był wielką improwizacją. Pojawiające się jednak na drutach efekty od razu mi się podobały :) Komin wykonany podwójną nitką, zwykłym pojedynczym ryżem - moim zdaniem to najpiękniejszy ścieg jaki można na drutach wykonać :) 

Zdjęcia mam tragiczne, ale to jedyne jakie są, więc muszę się nimi podzielić :P


Czapka w trakcie roboty :) 


Pierwsze zdjęcie gotowej, jeszcze gorącej ;)





I komin....




Tym serduszkowym, miłosnym akcentem żegnam się z czapkowym wyzwaniem. 

Bardzo dziękuję Oli za jego zorganizowanie, inspirację i motywację. Dziękuję wszystkim uczestniczkom, które wykonały w sumie setki pięknych czapek. To wielka przyjemność móc należeć do tego grona :)

Jednak szczerze powiem, że mam nadzieję, że nie wpadnę w najbliższym czasie na informację o podobnym wyzwaniu :P Wiem, że mogłabym się nie oprzeć, a wolałabym się skupić na tym, co się w mojej kolejce piętrzy. Czapek mam już dość, to pewne :) Do następnego razu... :P


czwartek, 29 października 2015

Nowe, inne wyzwanie

Wczoraj pierwszy raz nie udało mi się wystąpić we Wspólnym dzierganiu i czytaniu u Maknety :( Rzeczywistość mnie przerosła, kolejny foszek losu zdecydował za mnie... Szkoda, bo w tym tygodniu ruszyłam z kopyta i coś by się wreszcie na zdjęciu zadziało. Poopowiadam o tym w przyszłym tygodniu, będzie jeszcze więcej do mówienia :) I mam cichą nadzieję, ze listopad będzie dla mnie bardziej łaskawy niż okazał się być październik :/

W ramach rekompensaty za wytrącenie się z rytmu i regularności w udostępnianiu postów postanowiłam spróbować wziąć udział w blogowym maratonie, który zaproponowała Makneta. Zachęca mnie luźne podejście do tematu. Od początku wiadomo, że nie trzeba każdego dnia napisać. Można sobie te dni wybrać, a można starać się napisać 30 postów w miesiącu.

Ja się postaram, choć pewnie łatwo nie będzie. Kilka słów-kluczy już obudziło skojarzenia i wiem, co bym chciała napisać w związku z tym. Inne... będą wyzwaniem :) Ale przecież ja lubię wyzwania :)

Może też chcecie się przyłączyć?  Poniżej lista tematów maratonu, a kliknięcie w zdjęcie zaprowadzi Was do posta, w którym Makneta pisze o wyzwaniu :)


piątek, 23 października 2015

O tym jak stado owiec uwolniło skrzata ;))

Historia to długa, ale konsekwentna. Najpierw było raverly i uroczy projekt skarpetkowy... tak mi się te owieczki spodobały, że trafiły do mojej kolejki, a ja trafiłam do internetowej pasmanterii i zakupiłam odpowiednią włóczkę (Lang Yarns Jawoll) i druty.
Kiedy zamówienie już u mnie leżało, a ja nadal trwałam w postanowieniu wykończenia tego co rozpoczęte, pojawił się pewien post... Marzena zaprezentowała swoje pierwsze skarpetki. Nie miałam wtedy wyjścia. Tego samego wieczora miałam już zaczętą pierwszą skarpetkę :)
Jakby tego było mało, to na drugi dzień trafiłam do Amanity, a u Niej na skarpetkowy KAL pod hasłem "Uwolnij skrzata". Czyż to nie wspaniale się złożyło, że mogłam realizując swój plan przyłączyć się to takiego fajnego wydarzenia? :) Na moim blogu natychmiast zawisł baner, a ja miałam już wyznaczony deadline ;)
Pierwszą skarpetkę robiłam tydzień! Przyczynił się do tego mały rozmiar drutów (2,25 mm), wyzwanie jakie niosło za sobą pierwsze podejście do żakardu, ale też dało mi to dość boleśnie do myślenia - jak bardzo mało czasu mam na swoją pasję. Bo ja tę skarpetkę robiłam naprawdę w każdym wolnym momencie, kradnąc też czas w godzinach pracy, kiedy się dało. Czasu mało, ale się nie daję! Ciągle się coś dzieje, czegoś przybywa, rodzą się nowe projekty i nowe marzenia rękodzielnicze. Wszystko będzie się bardzo rozciągało w czasie, ale efekty zawsze wynagrodzę długi okres oczekiwania. :)
Tym razem też tak było. Przy drugiej skarpetce miałam dodatkową przerwę kilkudniową na szybki prezent w postaci czapki i komina, więc w zasadzie spędziłam blisko trzy tygodnie na wykonanie pary skarpetek. Ale za to JAKIE są to skarpetki!!! :) Jestem z nich dumna i się tego nie wstydzę :)
Będę się więc dziś nimi chwalić i zachwycać :))) Miiiiliiiooon zdjęć :D


Jak widać, dziergałam wszędzie. Nie mogłam się wprost doczekać pojawienia się pierwszych owieczek, potem pięty, potem końca...


Po tej przymiarce postanowiłam, że odejmę trochę oczek na obwodzie. Miałam wrażenie, że skarpetka będzie luźna, a tego nie chciałam. Ostatecznie okazało się, że jakbym nic nie odejmowała to pewnie też byłoby w sam raz, ale musiałam już być konsekwentna. Pruć nie zamierzałam :)


Ależ to była radosna chwila! :P Ale druga stopa nadal marzła...
Ale potem były już dwie... Nie umiem się zdecydować na wyrzucenie jakiegokolwiek z tych zdjęć :D




















I na koniec radosny skarpetkowy taniec :)))



i skarpetki zawstydzone tym "popisem" :P




Wszystkie te zdjęcia wykonałam sama. Na sobie! Łatwo nie było :P Wprawdzie mój F starał się mi pomóc w tej misji, jednak jest on dobrym fotografem na razie tylko jeśli chodzi o szeroki kadr. Muszę go wyszkolić w skupianiu się na szczegółach to już będzie wszystko super :) 

A wracając do skarpetek: idealne są na noc. Jakby pojawiły się trudności z zaśnięciem to zawsze można barany policzyć :P
Poza tym, mimo, że cienkie, to ciepłe - wełenka grzeje. W ściągacz wrobiłam elastyczną nitkę, to też był mój debiut. Całkiem fajnie się to sprawdza :) 
A teraz lecę się pochwalić u Amanity :)