Będąc już "dużą dziewczynką" poczułam ZEW. Zaraziłam się. Postanowiłam spróbować. Najpierw pojedynczo, potem całymi stadami. W ten sposób poznawałam nowe techniki rękodzielnicze. Nadal jest wiele takich, które pozostają dla mnie tajemnicą. Być może kiedyś po nie sięgnę. Póki co cieszę się tymi które zmam, zgłębiam je i... nieustannie żałuję, że mam dla nich tak mało czasu!

Każdą chwilę poświęcam na pasję! Witam Cię w moim rękodzielniczym świecie przyjemności :)

czwartek, 31 lipca 2014

Otul jesień - odcinek 3: Pożegnalne zdjęcie

Wspóldziergającym już się "pochwaliłam", teraz przyszła pora na publiczną prezentację moich swetrowych "postępów"... Zrobiłam kamizelkę, teraz wszystko to spruję... A, taka mnie naszła ochota :P No dobra, nie wyszło, nie wiem dlaczego... Pierwszy raz w mojej szydełkowej karierze zaliczę takie prucie i to na dodatek przy pracy ściśle ze wzorem. Wielka tajemnica lesu...

Ale jak widać na zdjęciu, brakuje mi dość wiele... Standardowo noszę rozmiar S, sweter zrobiłam w rozmiarze M, brakuje mi 10 cm na długości i około 12 cm (z założeniem, że dojdzie jeszcze plisa) w obwodzie na wysokości biustu.

Oto więc moja największa porażka:


Przymiarka - dążyłam do zamknięcia całości w kamizelkę żeby upewnić się, że nic już z tego nie będzie...



Pod światło i w sztucznym świetle - żaden z kolorów nie odpowiada oryginałowi :D Kiepska dziś pogoda na sesje...

Odłożyłam tę moją porażkę i intensywnie zajmuję się innymi projektami. Ale nie łamię się i nie zniechęcam. Spruję całość i zacznę od początku... chyba zrobię L... i to większym szydełkiem... mam nadzieję, że mi włóczki nie zbraknie :/

wtorek, 29 lipca 2014

Dom





Kiedy myślę "dom" zawsze w głowie pojawiają się dźwięki tej dziecięcej piosenki (klikając w tekst można odsłuchać jej fragmentu). Pamiętam, że znajdowała się ona w moim podręczniku do muzyki we wczesne podstawówce, do którego dołączona była kaseta magnetofonowa z nagraniami. Dawne czasy, dziś dzieci nawet nie wiedzą co to są kasety :D

Dom... mimo że jestem językową patriotką, jak ja to nazywam, to bardzo podoba mi się rozróżnienie występujące w języku angielskim. Dom, house, HOME! Bo dom-house "to sufit ściany...", ale dopiero dom-home to ciepło, bliskość, miłość... Oby każdy z nas miał nie tylko dach nad głową, ale również prawdziwy dom, do którego zawsze będzie mógł wrócić, niczym do bezpiecznej oazy!

Jakiś czas temu pod wpływem silnego natchnienia (nic nowego, przyzwyczaiłam się już do takich napadów, które mi niemalże spać nie dają, póki nie zrealizuję wizji twórczej ;)) szukałam cytatu na temat domu, takiego, który by właśnie podkreślił to emocjonalne znaczenie tego słowa. Znalazłam słowa Kaeleinza Deschnera...
Dom nie jest tam, gdzie mieszkamy, ale tam, gdzie kochamy i jesteśmy kochani.
Słowa te umieściłam na deseczce, która stała się wieszakiem na klucze :) Tego co zrobiłam nie ośmieliłabym się nazwać pracą w technice decoupage, jednakże było to moje pierwsze zetknięcie z transferem napisu. Jest bardzo nieidealnie, ale zamierzam się doskonalić w tej dziedzinie ;) Podstawowe materiały już są, jak tylko znajdę jakąś lukę czasu, zmierzę się z serwetkami :)

Deseczka-wieszaczek jest już w DOMU. Kiedyś będę na niej wieszać moją pszczółkę, którą pokazywałam w poprzednim poście, przynajmniej taką mam nadzieję ;)










czwartek, 24 lipca 2014

PszczUłka

Może pamiętacie jeszcze zeszłoroczny post napakowany błędami ortograficznymi? Dziś powtarzam ten błąd, po grubo ponad roku. ;) Tym razem PszczUłka nie będzie haftowana, a szydełkowa.
Wykonałam ją żaby rzutem na taśmę w ostatnim momencie dołączyć jakiś własnoręcznie zrobiony drobiazg do prezentu urodzinowego dla mojej prywatnej PszczUłki ;)
Kilka dni później zrobiłam drugą taką samą - dla siebie, jako brelok do wyjątkowych dla mnie kluczy - kluczy do domu, który wybitnie z pszczołami mi się kojarzy ;)

Wzorek na pszczołę zaczerpnięty stąd -> KLIK!

Mały drobiazg, ale moim zdaniem uroczy i wywołujący uśmiech... a może to tylko kwestia moich bardzo dobrych skojarzeń ;)

Czułku pszczUłki wykonane są z drucika kreatywnego - fajny patent ;)









Pięknego dnia Wam życzę :)

poniedziałek, 14 lipca 2014

Otul jesień - odcinek 2: Sweter magisterski

Witajcie! :)
Zacząć muszę od tego, że dziś jest dla mnie dzień bardzo radosny - po wielu mękach, kłodach rzucanych pod nogi, po niekończących się narzekaniach i kilku dniach nerwów wreszcie udało mi się skończyć edukację. Dziś się obroniłam, uzyskałam tytuł magistra i ostatecznie skończyłam edukację - nie mam zamiaru nigdy więcej, nic... :D
Jestem dziś szczęśliwym, wolnym człowiekiem :) Teraz przede mną już same przyjemności związane z latem - za kilka dni wypada pewna ważna dla mnie data, weekend spędzę nad morzem, zaczynam już też odliczać dni do urlopu... Radość ogromna :)

Ale skoro zbliża się połowa miesiąca to pora zaprezentować efekty dziergania swetra :) Jak już się wcześniej  przyznałam - nie wytrzymałam i ucząc się do obrony jednocześnie zaliczałam kolejne rzędy w swetrze :) Na dzień dzisiejszy dobrnęłam do etapu, w którym nadeszła pora na podzielenie robótki i zrobienie miejsca na rękawy, więc już niebawem będę mogła przymierzyć "kamizelkę" :)

Muszę powiedzieć, że czekam na ten moment, ponieważ odnoszę wrażenie, że sweter jest jakiś taki... mały! I tu moje zdumienie nie ma końca - przecież większości z Was wychodzi on wg schematu o wiele za duży... coś jest chyba ze mną nie tak :/
Na razie nie porywam się na prucie, nie panikuję, bo po zmierzeniu robótki i swoich obwodów nie powinnam mieć wątpliwości, że na luzie w sweter wejdę. Jednak kiedy próbuję się nim owijać to rozmiar wydaje się być odpowiedni tylko na wysokości biustu, wszystko co poniżej rozłazi się niepokojąco.
Taki to zagadkowy sweter wybrałyśmy z Julią do wspólnego dziergania :D

A teraz już pora na kilka zdjęć mojego aktualnego udziergu :)

\



Lewa strona przemawia do mnie ślicznymi "bąbelkami", w które układają się słupki razem przerabiane :)



Pod światło z kolei pięknie widać ażur dolnej części - tu już prawa strona :)


I jeszcze takie jedno: "z głową w chmurach" ;) 


A gdyby któraś z Was nadal nie dziergała z nami, a miała ochotę - wciąż można się zapisać w tym poście :) Jak widać sweter rośnie bardzo szybko, więc brak czasu na pewno nie będzie problemem :)

Pozdrawiam z wielkim uśmiechem - mgr Izzy :)




piątek, 11 lipca 2014

Sportowa elegancja na zielono

Jakiś czas temu dowiedziałam się o przyjściu na świat nowego małego człowieczka :) Oczywiście jest to kolejny chłopiec - w moim otoczeniu rodzą się od dwóch lat sami chłopcy (a jest ich naprawdę sporo ;))

Dwa dni później mieliśmy razem z F. odwiedzić znajomych i ich synka, potem się termin przesunął o kolejne kilka dni... spotkanie nadal nie nastąpiło ;)
Ale co wydziergałam w pośpiechu  to się nie zmarnuje ;)

Na pierwszy ogień poszły buciki - tym razem trampeczki w kolorze soczystej trawy :) Wykonane wg powszechnie chyba znanego wzoru, który znaleźć można tu: KLIK.

Buciki wykonałam z podwójnej nitki, bo z pojedynczej, mimo operowania szydełkiem zalecanym w opisie, wychodził mi rozmiar liliputkowy ;)

Efekt moich zmagań z dopasowaniem rozmiaru prezentuje się następująco:








  Kiedy termin wizyty się przesunął postanowiłam dorobić do bucików coś do kompletu ;) Prosta czapeczka z uroczym daszkiem i mała muszka uczynią z Maluszka eleganta w wersji sportowej ;)
Na koniec wykombinowałam pudełko, w które zapakowałam cały komplet i... do tej pory jestem gotowa żeby odwiedzić Malucha :)  Oby nie za późno, bo buciki wprawdzie zrobione na wyrost, ale czapeczka może się okazać nieprzydatna...











wtorek, 8 lipca 2014

Na przekór, czyli zaplątana pomarańcza

Zimno - źle. Gorąco - źle. Pada deszcz, czy żar się leje z nieba - ciągle źle. Oj, marudnym jesteśmy narodem ;) Ja też narzekam trochę, bo duchota w połączeniu z niekończącym się remontem, który mam w pracy po sąsiedzku (trzeci tydzień niemal nieustannego kucia i wiercenia...) sprawia, że wracam do domu niezdolna do życia, a teraz wyjątkowo potrzebuję spokoju. Trudno, trzeba wziąć się w garść ;)

W miniony weekend miałam plan urządzenia sesji zdjęciowej na potrzeby bloga. Wszystko to w ramach wyprawy rowerowej, na którą wybrałam się z moim F. Niestety z planów nic nie wyszło, bo Chełmno przywitało nas nagłą zmnianą pogody - wyjeżdżaliśmy przy ok. 30 st., na miejscu było prawie 15 st. mniej, wiatr, przelotny deszcz - pogoda nie nastrajająca do robienia zdjęć. Szybko zebraliśmy się w drogę powrotną i zrobiliśmy to w najlepszym momencie, bo na ostatnim kilometrze złapał nas deszcz - mieliśmy wielkie szczęście, bo w zasadzie cały dzień uciekaliśmy przed ulewą, jak się ostatecznie okazało ;)

Zdjęć nowych więc nie ma, ale mam nadal takie zaległości, że zawsze się znajdzie coś co zostało już obfotografowane ;) A na sesje w fajnych miejscach będą jeszcze niezłe okazje ;)

Dziś o tym, jak lubię działać na przekór ;) Jestem w tym mistrzynią :D
Przyznałam się już w komentarzach u współdziergających jesienny sweter, że uległam pokusie i zaczęłam już pracę - w przyszłym tygodniu pojawi się więc post z całkiem znacznym przyrostem ;) (mam nadzieję, że będę już wtedy bardzo szczęśliwą, wolną osobą ;)) Ale co tam jeden sweter - trzeba się uczyć do obrony to ja będę od razu dwa swetry dziergać - na przekór ;) Ten drugi będzie dla mamy, wg wzoru z Diany, który pokazywałam w jednym z poprzednich postów - mama moja próbowała ten sweterek zamówić u mnie, ale zrezygnowała dochodząc do wniosku, że się w życiu nie wyrobię :D Mam nadzieję zrobić jej miłą niespodziankę - oby tylko ostatecznie sweter dobrze pasował - mam na razie prawie cały tył i wydaje się być ok...

Rozgadałam się dziś... streszczając się przechodzę do zaplątanej pomarańczy, czyli kolejnego dowodu działania na przekór - typowo zimowa biżuteria ofiarowana w prezencie wprost na największe upały :D

Kiedy w moich wzorach pojawiła się wściekle pomarańczowa włóczka (żeby być precyzyjną muszę powiedzieć, że to jest wręcz oczojebny kolor, za przeproszeniem) wiedziałam, że muszę ją wykorzystać na bliżej nieokreślone "coś", dla bardzo konkretnego Kogoś ;)

Leżała, leżała, aż się doczekała ;) Powstała zaplątana bransoletka, siostra śliwkowej zaplątanej. Tym razem dłuższa - wystarcza na trzykrotne oplecenie nadgarstka, może pełnić rolę naszyjnika. Zastosowałam też zapięcie w formie magnesika - mam nadzieję, że będzie sprawdzało się lepiej niż poprzednie ;)

Po potoku słów przyszła pora na parę zdjęć ;)







Taki to właśnie rzucający się mocno w oczy drobiazg :) 

czwartek, 3 lipca 2014

Na morskim dnie...

Przybywam do Was dziś z morskimi opowiastkami ;) Mojej koleżance urodził się niedawno synek. Pokazywałam Wam już kiedyś śliniaczek... nie pokazywałam? Przeglądam teraz posty w celu podlinkowania odpowiedniego i nie mogę znaleźć! Czyli mam większe zaległości niż myślałam?

Kiedy chłopiec okazał się być chłopcem wykonałam dla niego śliniaczek. Niektórzy mówią, że niepraktyczny... ja bym się nie obawiała go używać ;) Ale przede wszystkim jest słodki i właściwie może nawet wylądować w ramce jako ozdoba pokoju dziecięcego - jak kto woli ;)




Wzór na śliniaczek dostępny TU

Ale kiedy Młodzieniec przyszedł na świat wypadało obdarować go bezpośrednio :) Dla małego Sebusia zrobiłam morską girlandę do zawieszenia nad łóżeczkiem czy wózkiem. Poszczególne zabawki zdjęte ze sznurka mogą służyć jako przytulanki-grzechotki :)

Oto cały zestaw i zbliżenia na poszczególne elementy:


Krabik - wzór KLIK



Gwiazdka z inicjałem na plecach :D - wzór KLIK



Ośmiorniczka - wzór KLIK



Morski Rumak -  wzór KLIK




 Złota-Pomarańczowa Rybka na szczęście ;) - wzór KLIK




A dla Starszej Siostry zrobiłam torebkę. Bardzo się podobała, ale "mogła być większa" :D Zapomniałam sprawdzić rozmiary torebeczki, ale pomieściła ona w sobie spokojnie całą girlandę młodszego brata, a na upartego zmieściłaby się tam jeszcze druga taka ;) No ale małe damy mają wiele ważnych rzeczy, które zawsze muszą mieć przy sobie ;) Dla 3-letnich dziewczynek polecam więc wersję "dorosłą", a wzór tu KLIK